środa, 31 grudnia 2014

One Shot z okazji sylwestra "Przyjaźń jest po to, żeby z niej korzystać"

Ona jak każda piosenkarka, miała wszystko. Była bogata, sławna, miała tysiące fanów.  Nie potrzebowała miłości lub rodziny. Bo po co. Kosmetyki, ubrania, wygląd. To było dla niej najważniejsze. Żyła w luksusowej willi . Ogromny basen,  sauna, jacuzzi,  dziesiątki sypialni.  Pusty i cichy dom. No i oczywiście studio nagrań,  bo jak inaczej miałaby rozwijać swój talent. Ten wydający się z natury rzeczy mały pokoik , u Violetty był wielkości mieszkania przeciętnej rodziny. Violetty... Nie nawidziła swojego imienia,  a co się z tym wiąże, miała wielki żal do rodziców za nie. Dziewczyna z racji tego, że była rozpuszczona, niekoniecznie szanowala swoich rodzicieli.  Ogólnie nikogo nie szanowała.  Nie miała przyjaciół, rodzeństwa... Tylko fanów, którzy tak naprawdę jej nie znali.  Była tak na tyle wredna, że jej narzeczony zostawił ja tydzień przed ślubem.  I wcale nie odszedł do innej, miał jej po prostu dosyć. Violettcie została jedynie muzyka.  Postanowiła, że będzie w nią wkładać całe swoje szczęście,  jeśli jakiekolwiek miała. W swoim studiu gromadziła najróżniejsze instrumenty.  Cieszyło ją to, że umie grać na ponad 20. Święta spędziła śpiewając dla burmistrzy i innych ważnych osób Nowego Yorku oraz ich rodzin. W sumie była zaproszona do swoich rodziców, ale nie miała żadnych problemów z odmówieniem im.

"Za dwa dni nadejdzie sylwester"- pomyślała Violetta. Zawołała swoją stylistykę. Tak naprawdę to tylko ona rozmawiała prywatnie z wokalistką.

-Ludmiła!

Po krótkim czasie blondynka pojawiła się w drzwiach sypialni Violetty.

-Tak Violu?

-Pojutrze jest sylwester.  Musimy mnie w coś ubrać. - sztucznie zaśmiała się brązowo oka.

-To co za dwie godziny na zakupy?-spytała się Ludmiła.  Szczerze mówiąc, dziewczyna bardzo lubiła Violettę. Mimo jej humorków,  zachcianek oraz kaprysów, Lu trwała przy niej od pięciu lat. Kochała ją jak siostrę, ale szczerze wątpiła, że Violetta darzy ją tym samym uczuciem. Tak naprawdę jej przełożona też wręcz uwielbiała swoją stylistykę. Niestety, tak bardzo przejmowała się swoją reputacja, że nie mogła sobie pozwolić na głębsze uczucie.
-Dobrze, to jest o 14? - spytała Violetta, tym razem uśmiechając się szczerze. Pomyślała o nadchodzących paru godzinnych zakupach i wyszczerzyła jeszcze raz zęby.
-Okej. Pójdę do siebie się przebrać. - Ludmiła odwzajemniła uśmiech. Gdy blondyna wyszła z pokoju, Violetta rzuciła się na łóżko.
-Czemu ja jej tego nie powiem?- szepnęła do siebie cicho. Pogrążyła się w marzeniach. Myślała o tym , że fajnie by było mieć Ludmiłe za przyjaciółkę. I tak całe dnie spędzały razem , to czemu nie miałyby go spędzać prywatnie a nie służbowo. I nagle czarna myśl przeszła dziewczynie przez głowę. Co by było, gdyby Ludmiła mi odmówiła. Gdyby zrobiła coś co by mnie zraniło? Nie, ja nie przeżywam porażek. W tym samym czasie, te same myśli krążyły po głowie Lu. Tylko ona bała się , że Violetta ją odrzuci. No bo w końcu to była jej szefowa, a nie znajoma. Dochodziła czternasta. Obie dziewczyny były gotowe.
-To co, ruszamy? - spytała Violetta.
-Jasne! -odpowiedziała Ludmiła.
-Lu...-brązowo oka chciała się jej wygadać. Chciała jej o wszystkim opowiedzieć. Jednak to jeszcze nie był ten moment. -już nic. Chodźmy!
Zakupy udały się bardzo pozytywnie. Dziewczyny wróciły zadowolone. Niestety każda próba Ludmiły zbliżenia się do Violetty okazywała się porażką.
-A może urządzimy sylwestra u nas?-krzyknęła Violetta. Lu zdziwiła się słysząc te czasowniki w takiej formie.
-My?-spytała niepewnie. "Może jest jeszcze jakaś szansa" przeszło jej przez głowę. -Świetny pomysł! Zadzwonię do wszystkich w twoim imieniu.
-W naszym imieniu. -powiedziała Violetta. Ludmiła była tak szczęśliwa słysząc te słowa, że musiała uciec do gabinetu, żeby już obdzwaniać przyszłych gości. Przyjęcie miało zacząć się 31 grudnia o godzinie 18.
-Szybka jesteś - zaśmiała się Violetta.
-Hahahaah! Nawet nie wiesz jak.- odpowiedziała jej blondyna uśmiechem na uśmiech.
-Dobra, idę spać. Robi się późno. - powiedziała piosenkarka.
- Dobranoc. Śpij dobrze. Ja jeszcze wyskoczę na godzinkę, okej?
- A gdzie idziesz? -spytała się Violetta.
- Pod bramą czeka listonosz. To paczka dla mnie.-tłumaczyła się Ludmiła.
- Spokojnie. Dobranoc. - powiedziała Viola. Poszła na piętro do swojej sypialni. Może jednak to się uda, pomyślała. W tym samym czasie , Ludmiła odbierała swoją przesyłkę. Była ona nadana z Włoch od niejakiego Federico. Gdy blondynka otworzyła paczkę, widząc jej zawartość,  zaczęła krzyczeć.  Obudziło to nieszczęsną Violette.  Zbiegła ba dół,  zobaczyć o co tyle hałasu.
- Boże, Violu. Przepraszam, że Cię obudziłam. - Ludmiłe ze strachu trudno było otworzyć usta.
-Nic się nie stało.  Co ty tam masz? - powiedziała ciekawa Violetta, zaglądając przy tym do pudełka. -Czy to jest...
-Tak! Piękny, prawda?-w oczach Ludmiły malowało się szczęście.
-Ooo! A od kogo ten liścik? Kocham Cię z całego serca. Tęsknię za Tobą. Federico. - "Musi być fajnie dostać coś takiego" przebiegło Violettcie przez myśl. - No to mów,  kto to taki?
- To mój chłopak. - powiedziała blondynka i oblała się rumieńcem.
- Czemu nie mówiłaś? - spytała Violetta.
- Nie wiedziałam czy mogę...
- Zawsze możesz na mnie liczyć.  Jesteś dla mnie najważniejszą osobą.  Nie mam nikogo,  tylko ciebie. - brunetka wreszcie odważyła się wyrazić swoje uczucia.
- Violu nawet nie wiesz jak się ciesze. - krzyknęła Ludmiła i rzuciła się Violi na szyję.
- Dobra. Idę spać.  Dobranoc. - powiedziała piosenkarka uśmiechając się promiennie. Czuła się jak w niebie.  Nareszcie ma kogoś,  komu może się wygadać,  z kim może plotkować, nareszcie ma przyjaciółkę. Sylwester udał się tak samo jak udały się wcześniejsze zakupy.  Goście wyszli zadowoleni, a gospodynie trwały w przyjaźni wiele lat.









*****************
Sylwester juz dziś.  Jak go spędzacie?
Mam nadzieję, że OS się podoba.
Jeśli przeczytasz notkę wpisz w komentarzu "fajerwerki"
Dove i Marianna

czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział III "Musiała iść"

*Leon*
-Ten obiad wyszedł wam przepyszny. - zwróciłem się do dziewczyn.
- To tylko zasługa babci Fran. -stwierdziła Viola.
- A właśnie,  gdzie ona jest? - spytała Cami.
- Musiała iść. - uśmiechnęła się Lu. Wszyscy byli zajęci jedzeniem i dlatego nikt się nie odezwał do końca spożywania posiłku.  Tak minął tydzień.  Młodzież powoli zaczynała zbierać się już po tragedii jaka ich dotknęła. Pewnego dnia usiedli wszyscy razem na kocu rozłożony na podwórku.
- Słuchajcie, nie możemy tu siedzieć wiecznie. - powiedział Diego.
- Trzeba znaleźć jakąś pracę i kto wie,  może kupimy jakiś dom. W końcu mamy trochę dużo pieniędzy, które zabraliśmy  z domów. - mówiła Cami. - Violu, ile pieniędzy było w tej  skrzynce, którą wzięliśmy od ciebie?
-Około 100 tysięcy i telefon taty. - odpowiedziała. Wszyscy popatrzyli sie na nią ze zdziwieniem. - No co? Mój tata wybierał się na jakieś targi czy coś.
- Okej.  To bardzo dużo. Jeśli zabierzemy jeszcze 50 tysięcy powinno nam starczyć na mieszkanie lub mały dom. - przeliczył Diego.
- Czemu chcecie z ta wyjeżdżać? - spytała Fran.
- Przecież mamy tu dobrze. - poparł ją Maxi.
- Ciasne, ale własne. - przytoczyła Naty, która właśnie włączyła się do rozmowy.
- Fran,  nie chcemy narzucać się twoim...-próbowałem załagodzić.
- Tak wiem.  Wiec niech będzie. Wybieramy miasto czy wieś. - zapytała Włoszka.
- Miasto! - orzekliśmy jednogłośnie.
*German*
To co usłyszałem w radiu,  mnie przeraziło.  Jak to Buenos Aires zostało zrównanie z ziemią?! Na szczęście pojechałem na te targi...
- Ramallo! Masz ty może mają walizkę z pieniędzmi? -spytałem orientując się, że nie mam jej przy sobie.
- Nie German,  myślałem, że ty ją masz. - odpowiedział mi mój przyjaciel.
- Przecież tam było 100 tysięcy i telefon.  Mój oczywiście. - krzyknąłem.









*******************
Tu 3 rozdział.
Mam nadzieję, że się podoba.
Mam napisanego OS,  wiec na sylwestra się on pojawi.
Tam tam tam.
Liczę na komy (5 <=kolejny rozdział)
Dacie radę? Kto jak nie wy!
Calujemy Marianna i Dove ;*
PS:krótki jak krótki, ale w końcu są święta xD

niedziela, 21 grudnia 2014

Przepraszam!

Przepraszam miałam tyle na głowie, że o tym zapomniałam. Zgadzam się z Mariannom Camello.Blog moim zdaniem zmienił się nie do poznania. Ja tak samo pamiętam jak zaczynałyśmy.
                                                       Cześć,
                                nazywam się Maja i wraz z moją koleżanką Anią zaczynamy dzisiaj pisać bloga o Leonettcie.
                                 Dzisiaj jeszcze pojawi się na pewno prolog i może 1 rozdział.
                                Do zobaczenia przy następnym i proszę komentujcie.

                                        Tini Stoesstel 
Tyle się pozmieniało. Ja tak samo nie mam pomysłu na świętowanie. To dobry pomysł z konkursem piszcie w kom. I jeszcze raz przepraszam.
<3> Dove 

piątek, 19 grudnia 2014

Nie ten dzień :(

Więc czekałam na ten dzień od roku :)
Od roku i 5 dni tak dokładnie. Jest godzina 00.14 dnia 20-12-2014 i pora startować z świętowaniem roku i pięciu dni tego bloga. Właśnie tyle czasu temu wraz z Anią wpadłyśmy na pomysł założenia tego bloga i napisałyśmy ten oto post:
Cześć,
nazywam się Maja i wraz z moją koleżanką Anią zaczynamy dzisiaj pisać bloga o Leonettcie.
Dzisiaj jeszcze pojawi się na pewno prolog i może 1 rozdział.
Do zobaczenia przy następnym i proszę komentujcie.
Tini Stoesstel



Dziś ja jestem Marianna Camello, a Ania jest Dove Verdas. Tyle się pozmieniało :)
Nie mam zbytnio pomysłu na świętowanie...
Może ogłoszę konkurs? Co wy na to? Piszcie! A potem podam szczegóły.

Marianna <3

piątek, 5 grudnia 2014

Rozdzał II " Nie daję rady "

*Leon*
Wieś, a właściwie miasteczko, San Vincente leżało około stu dwudziestu kilometrów od Buenos Aires. Krajobraz był malowniczy, o wiele lepszy niż w naszym mieście. Wiosnę było widać wszędzie. Ptaki pięknie śpiewały, kwiaty kwitnęły, ale jednak w moich myślach było jedno. Ruina. Nic nie wydawało się kolorowe, a wręcz te barwy mnie przytłaczały. Mama, tata, siostra... Czy mógłbym żyć bez nich? Nigdy więcej nie zobaczyć mojej rodziny?
-Violu - zwróciłem się do mojej dziewczyny.
-Tak? - powiedziała chlipiąc.
-Nie przejmuj się tym co tam się stało. To ogromna tragedia, ale mamy siebie, tak?- przytuliłem ją.
-Tak...
Weszliśmy do domu. Fran szła pierwsza:
-Babciu! Dziadku!-krzyknęła. Nikt nie odpowiedział.- Chyba ich nie zastaliśmy. No ale nic. Dziadkowie mają duże ranczo. Obejmuje też dosyć duży kawałek lasu. Właśnie w tym lesie jest taki domek, w którym zamieszkamy. - tłumaczyła nam. - Diego i ja pójdziemy do sklepu, a Viola zaprowadzi was do domu. Była już tu.- pokiwaliśmy głowami, a gdy Fran i Diego już poszli, ruszyliśmy za Violettą. Szliśmy dziesięć minut leśnymi ścieżkami. Z każdym krokiem zastanawiało mnie dlaczego ja tu jeszcze nigdy nie przyjechałem. Fran mnie tu tyle razy zapraszała, a ja bałem się wsi. Nie chciałem czuć nieprzyjemnego zapachu krów i innych zwierząt. A teraz żałuję.
*Camila*
-Już za chwilę dojdziemy.- powiedziała Viola. Szłam z Maxim trzymając się za ręce. Kocham go. Ale to co zdarzyło się między mną a Brodwey'em nie dawało mi spokoju. Muszę o tym powiedzieć Maxiemu, albo nie... Nie wiem jak on to przyjmie. Muszę się kogoś poradzić.
-Jesteśmy na miejscu. - poinformowała nas Violetta. Domek z zewnątrz wyglądał przecudnie. Mały, przytulny, w cichym miejscu. Weszliśmy, usiedliśmy na kanapie. Nikt nie miał ochoty się nawet uśmiechnąć. Ta tragedia... Ta tragedia dosięgła nas wszystkich. Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się. Rozryczałam się jak małe dziecko. Maxi przytulił mnie.
-Nie daję rady. - wyszeptałam.
-Nikt nie daje. - odpowiedział mi.
Siedzieliśmy w ciszy. Nagle do domu weszła Fran wraz z Diegiem.
-Już jesteśmy! - krzyknęła. Odłożyli jedzenie do kuchni i usiedli obok nas. - Więc tak, chodźmy na górę tam są sypialnie. Jest nas dwanaście. Akurat starczy nm łóżek.  Chłopaków jest siedmiu więc będą zajmować dwa pokoje, a dziewczyny jeden. Chłopaki jeden pokój ma cztery, a drugi trzy łóżka. Podzielicie się jakoś?- kontynuowała Fran. Chłopaki się naradzili, a potem poszli rozpakować swoje bagaże. Wyszło, że Leon, Diego i Fede będą mieszkać w jednym pokoju, a Marco, Maxi, Brodwey i Andres w drugim.
*Violetta*
 - Zajmę się czymś w rodzaju obiadu, okej? - powiedziałam. Odpowiedziały mi przygnębiające spojrzenia ze strony dziewczyn. - Trzeba żyć dalej. Nasze rodziny chciałyby tego. Nie możemy się załamać. Mnie też to cholernie boli, ale... Mamy przecież siebie, chłopaków, dziadków Fran. Dajecie! Pokażmy chłopakom, że my też damy sobie rade. A teraz - skończyłam moją jakże "wzruszającą" przemowę. - idę robić obiad. Ktoś idzie mi pomóc?
-Ja pójdę. - powiedziała Ludmiła.
-Violu, Lu, rozpakujemy wasze rzeczy. - powiedziała Naty. - Idziemy do autokaru po walizki. - krzyknęła kierując chyba to do chłopaków.
-Już!-krzyknęli i po chwili Leon i Diego zbiegli na dół. My zajęłyśmy się gotowaniem obiadu. Fran kupiła porcję rosołową, makaron i parę przypraw, więc postanowiłyśmy ugotować znienawidzony przeze mnie rosół. Nastawiłam wodę na makaron, gdy Ludmiła gotowała zupę.Usłyszałam trzaskanie drzwiami i pomyślałam, że to chłopaki wrócili. Wyszłam z kuchni i zobaczyłam  starszą panią. To pewnie babcia Fran.
-Dzień dobry. - przywitałam się.
-Cześć Violetto. - odpowiedziała mi.- Co tutaj robisz?
-Przyjechaliśmy całą paczką, Fran nas zaprosiła, bo na Buenos Aires...
-Spadł meteoryt, tak wiem. Rozgośćcie się tu. Może wam pomóc w obiedzie?- spytała. Przytaknęłam. Poszłyśmy do kuchni.






********************
Okej!
Tak oto prezentuję się rozdział drugi. Dłuższy niż poprzednie :)
Zbliża się rocznica założenia tego bloga, macie jakieś pomysły jak możemy ją świętować?
Piszcie :)
Marianna i Dove ;*

czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział 1 "Nic nie wiemy o ofiarach."

*Leon*
-Jak to spadł? Co z ludźmi?-zapytałem. Widziałem kątem oka jak Violetta zaczyna wpadać w szał. Tam był jej ojciec...
-Nic nie wiemy o ofiarach.-odpowiedział funkcjonariusz.
-Mo... możemy tam wejść?- zapytała przez płacz Viola. Objąłem ją ramieniem.
-No nie wiem. - odpowiedział - Dobra, proszę, ale bez autokaru.
-To ja pójdę po przyjaciół...-powiedziała Violetta. Odprowadziłem ją wzrokiem. Po chwili wszyscy zdziwieni wyszli z autokaru. Dziewczyny były bliskie furii. Tam, w tym mieście,  były NASZE rodziny...
Zaczęliśmy "zwiedzać" to gruzowisko.Viola pobiegła w stronę swojego domu, a my za nią.
-Nie wchodź tam. Coś ci może spaść na głowę. - powiedziała Fran.
-Okej... Ale może oni... Może oni tam leżą i potrzebują pomocy!-krzyknęła Viola.
-Tak, mama i tata tam mogą leżeć!- krzyknęła Lu. - Siostro myślę jednak, że nie powinnaś tam wchodzić. - zwróciła się do Violi.
-Ale...
-Żadnych ''ale'', idziemy dalej.
-Nie mamy pieniędzy... - powiedziała Cami - może jednak warto by było tam wejść. W końcu Viola i Lu są bogate...
-Może masz rację... - powiedział Diego.
-Okej, ja wchodzę pierwszy. -  ruszyłem do przodu. Viola złapała mnie za rękę i szła obok mnie. Zebraliśmy co wartościowe, potem poszliśmy do domów reszty paczki. Następnie ruszyliśmy autokarem do babci Franceski, która mieszka 100 km od Buenos Aires na wsi. Viola całą drogę płakała wtulona we mnie. Mi też parę łez spłynęło po twarzy, które Viola zaraz otarła.






**********
I oto pierwszy rozdział. :)
Bardzo dziękujemy za komentarze :*
Marianna i Dove ;3

niedziela, 30 listopada 2014

Prolog

*Violetta*
Fajnie było w Madrycie. Dobrze, że tata pozwolił mi tam pojechać z Leonem, Fran, Cami, Lu, Fede, Marco, Diego, Naty, Maxim, Brodweyem i Andresem. Dużo nas! Za około godzinę dojedziemy do BA. Krajobraz jest coraz brzydszy... Co tu się stało? Czemu droga jest zaklejona taśmą policyjną?
-Niech pan zatrzyma autokar!-krzyknęłam do kierowcy naszego prywatnego autokaru. Wykonał polecenie. Wybiegłam z pojazdu.
-Violetta, o co chodzi?-krzyknąlł Leon.
-Nie widzisz tej ruiny?-krzyknęłam. - Co tu się stało? - rzuciłam pytanie w stronę policjanta.
-Na Buenos Aires spadł ogromny meteoryt...

Nowa myśl

Hejo!
Stwierdziłam, że...
Że ta historia właśnie się skończyła. Wszystko ma swój początek, nawet koniec... I ten koniec też będzie mieć początek. A mianowicie tworzymy wraz z Dove Verdas nową historię. Więc bloga nie usuwam, tylko będzie nowa historia na temat Violetty. Spodziewajcie się prologu.
Marianna <3

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział XXVIII " Tak, tak..."

*Violetta*
Siedziałyśmy z Cami u mnie w pokoju.
-To co, odnosimy go tam teraz?- zapytała przyjaciółka.
-Nie, nie dzisiaj. Jutro. Dzisiaj na kolacje przychodzi nowa dziewczyna mojego taty. - odpowiedziałam.
- No to co ja mam z nim zrobić?!- Cami wstała tak gwałtownie, że Carlos prawie spadł z jej kolan.
-Spokojnie!!! Zanocujesz u mnie. Tylko zapytamy się taty.
Zbiegłyśmy na dół, do gabinetu taty. 
- Może Cami dzisiaj u mnie zanocować?
-Tak, tak...- powiedział po grążony w papierach.
Zadowolone wyszłyśmy i pobiegłyśmy na górę. 
-Jest jeden problem- mój tata też nie może dowiedzieć się o Carlosie...
-Dobra, masz duży pokój, coś się wykombinuje. A teraz kreacjeee, przecież musimy jakoś wyglądać na kolacji.- powiedziała Cami, którą nagle opętała pozytywna energia.
 Po długich poszukiwaniach w mojej szafie znalazłyśmy w końcu jakieś ciuszki. 
Tak wyglądała Cami:
A ja tak:
Po pewnym czasie usłyszałyśmy dzwonek do drzwi..... I szybko zbiegłyśmy na dół. Mój tata stał już przy drzwiach i pokazał gestem ręki żebyśmy się pośpieszyły. Tata z uśmiechem otworzył drzwi. Gdy zobaczyłyśmy postać, która stała w drzwiach, Cami stanęła jak wryta, a ja byłam nie mniej zdziwiona...
*Fran*
Boże co ja robie?! Muszę to zrobić... To jest złe, ale coś się stanie z Lu to sobie nie wybaczę... Ale z drugiej strony Viola, to moja najlepsza przyjaciółka. Tragedia!!! Nie mogę o tym nikomu powiedzieć. I to jest straszne!!! Sms od Violi jeszcze bardziej wszystko zaprzepaścił... Dziecko... W ogóle jakie dziecko!? Skąd one je mają?! Dobra Lu ma coraz mniej czasu... Napisze do Diego:

Do: Diego
Viola przyjdzie jutro do domu Lu. Będzie miała ze sobą dziecko... Inaczej się nie dało. I jeszcze będzie Cami. Ją postaram się zatrzymać. Tylko prosze nie rób nic Lu !


*Lena*
-Leon.. Hmmm... Piękne imię-powiedziałam ocierając ostatnie łzy.-Masz może dziewczynę?
-Tak, a co?
-A to spadaj. -popchnęłam go. Przewrócił się. Polała się krew. Uciekłam...


*********
Tam tam tam,
Leonek biedny leży na podłodze a nikt mu nie pomaga.
Reklamuje bloga:
hotel13-opowiadanie.blogspot.com
Całusy *.*
Marianna <33

piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział XXVII "Nie ważne, czy ty nie masz swojego życia???"

*Cami*
Chodziłam sobie po mieście. Przeszłam koło Resto. Była tam Fran. Siedziała sama przy stoliku i patrzyła się ze strachem w telefon. Weszłam do restauracji i podeszłam do przyjaciółki:
-Hej Fran, co jest?
-Nie ważne, czy ty nie masz swojego życia???- krzyknęła i wybiegła.
-Ej co jest? - krzyknęłam za nią jednak ona chyba nie usłyszała. Zrezygnowana usiadłam na krzesło. Wyjęłam z torby mój pamiętnik, a z niego wysypały się zdjęcia; moje i Brodweya.
 Szybko je podarłam. Jak on mógł mi to zrobić? To przecież okropne. Najpierw zostawiła mnie mama, a teraz on. A co do mamy to  z rok temu, po prostu zniknęła, zostawiając mnie i tatę, samych sobie. Mam tylko jedno jej zdjęcie. Tata resztę gdzieś schował. Oto one :
Nagle coś przykuło moją uwagę. Na ławce przed Resto siedziała Fran, a zaraz obok w krzakach siedział... Diego??? On jej jeszcze coś zrobi!!! Muszę ją ostrzec. Wybiegając z restauracji wpadłam na Adresa. Już miałam upaść, ale on mnie złapał. Patrzyłam w jego oczy, a on w moje. Rozpłynęłam się w tym brązie. Nigdy nie zauważyłam, że jest on taki przystojny. Chciałam go pocałować, jednak stwierdziłam, że tylko się zbłaźnię. Szybko się otrząsnęłam, wstałam, powiedziałam szorstko "dziękuję" i uciekłam. Przeszłam przez pasy i skierowałam się w kierunku domu. Gdy stanęłam przed drzwiami, moim oczom ukazało się małe zawiniątko leżące przed drzwiami. Do niego doczepiona była karteczka:
To Twój brat, Camilo.
Zaopiekuj się nim. Jest to syn Twojego ojca, nie martw się. Kiedyś do Was wrócę. Carlosowi będzie bezpieczniej u Was. Jestem w małym niebezpieczeństwie, wrócę jak tylko uda mi się uciec. 
Zaopiekuj się Carlem i nic nie mów ojcu, ani nikomu innemu, że to Twój brat.
Kocham Cię
Mama
Super! Nie ma jak opiekować się w tajemnicy małym bachorem. Mam za dużo problemów. Swoich własnych i prywatnych. Idę z tym Carlem do Violi, bo Fran raczej mnie nie wysłucha. Podeszłam do drzwi przyjaciółki i zapukałam. Otworzyła mi i po chwili zauważyła dziecko na moich rękach. Dziwnie się na mnie popatrzyła i zaczęła się śmiać. Jak ona może śmiać się w takiej chwili. Przeżywam przecież bardzo trudny okres; mama moja jest w niebezpieczeństwie, a ja mam w tajemnicy przed tatą wychować brata...
-Czemu się śmiejesz???
-Chyba jakieś żarty sobie stroisz!!! Skąd ty masz to dziecko?!-wyśmiała mnie. Odwróciłam się i już chciałam iść, ale pomyślałam, że do kogo pójdę jak nie do Violi. Uśmiechnęłam się. W końcu to mogło wydawać się jej śmieszne. Odwróciłam się znowu w stronę przyjaciółki, lecz ta się już nie śmiała. Gestem pokazała, żebym weszła. Poszłyśmy do jej pokoju.
-No więc skąd masz to dziecko?-spytała
- To Carlo- odpowiedziałam i się zaśmiałam
-Nie pytam jak ma na imię...
-Znalazłam go pod drzwiami- powiedziałam i pokazałam jej list.
-Wow! Ciekawe o co chodzi z tym niebezpieczeństwem. - zastanowiła się Viola. Pokazałam jej zdjęcie mamy.
-Skądś ją kojarzę...-zaczęła rozmyślać. Nagle olśniło ją, podbiegła do jakiejś szuflady i wyciągnęła magazyn.

-To ona!!!-krzyknęłam zdumiona.
-No właśnie! Też mi się tak zdawało. Hah! Ja zawsze mam rację!- krzyczała Viola.
-Dobra super, ale co ja mam zrobić z tym dzieckiem. Ojcu go nie mogę pokazać...
-No nie możesz... Wiem, zapytajmy Lu czy możemy zostawić go w domku letniskowym!!
*Fran*
Czy tylko ja mam takie problemy?! Jak mam wpakować Viole w to bagno???? Właśnie dostałam sms od... Violi?!
Violu:
Nie uwierzysz!!! Cami podrzucono brata- małego niemowlaka. Zostawiamy go w domku Lu.

O nie!!! I jeszcze dziecko! Gorzej być nie może!



*****************
No więc jest! Trochę później niż obiecywałam, ale jest.
No więc zmieniłam nazwę i od dziś nazywam się Marianna Camello.
Całusy
Marianna 

środa, 4 czerwca 2014

Wow!!!

Czeeść wszystkim!!!
  • Bardzo dziękuję, Wam za te 13 000 wyświetleń. Zawsze marzyłam o tak dużej liczbie odwiedzin. Mam nadzieje, że wspólnie dojdziemy do 15 000. :*
  • Druga sprawa. Jest mało komentarzy pod ostatnim rozdziałem, ale wiem, że to moja wina, bo zaniedbałam bloga. Obiecuje, że przed wakacjami wezmę się do roboty. 
  • Następny rozdział postaram napisać w ten weekend, albo w środę. Będzie długi. 


Besos
Tini

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział XXVI "Przepraszam ja nie chciałam"

*Naty*
Wróciłam do domu, spakowałam resztę rzeczy i usiadłam na kanapie.  Pozostało mi tylko czekać na Lene.
*Lena*
Idąc do Seleny spotkałam pewnego chłopaka. Był bardzo przystojny. Jak by go tu poderwać? Wpadnę na niego, to wtedy zacznę z nim kręcić. Lecz muszę na pisać najpierw do Seleny, że się troszeczkę spóźnię.

Do:Sel
Cześć,
spotkałam super przystojniaka i chcę go poderwać. Przełóżmy nasze  spotkanie na za godzinę.
Buziaki

Jak chciałam tak zrobiłam. On się trochę zezłościł:
-Co ty robisz? Patrz gdzie chodzisz może co?
- Przepraszam ja nie chciałam- płakałam - Po prostu chłopak ze mną przed chwilą zerwał i nie patrzyłam jak idę ....
-Dobrze. Tylko już nie płacz. Jak ci na imię?
- Mam na imię Lena. A ty?
- Leon.....
*Fran*
Wyszykowałam się na spotkanie z Lu. Wyglądałam tak:
Poszłam do Resto i zajęłam stolik. Czekałam, Ludmiła długo nie przychodziła. Zaczęłam się o nią martwić. Nagle przyszedł sms:

Od: Nieznany
Jeśli chcesz jeszcze zobaczyć Ludmiłę, to każ Violettcie przyjść  do chatki letniskowej Ludmiły. Nie wiem jak to zrobisz, ale ma być tam sama. Czekam do jutra o 20.30.  
Jeśli się tam nie pojawi, to możecie szykować znicze.
Usuń teraz tego sms'a inaczej Cię znajdę i będziesz wybierała jaki chcesz mieć grób. Mam swoje sposoby, więc nie próbuj mnie oszukać. 
Nie mów o tym nikomu.
HOLLYWOOD





*************
Tamm tamm tamm.
No dobra po tak długiej nieobecności rozdział jest krótki, ale wynagrodzę Wam to nowym tłem, które kochana Katie V. ( którą pozdrawiam) zrobi na za niedługo.  
A teraz zagadka z okazji 11 000 wyświetleń (za które dziękuję). Jeśli odpowiecie poprawnie dostajecie nagłówek. 
Kto wysłał Fran tego sms i dlaczego podpisał się HOLLYWOOD?
Odpowiedź podam kiedy wyjaśni się to w tekście.
Besos  
Tini
PS: Kryteria oceniania podam w zakładce " KONKURSY".

sobota, 29 marca 2014

Rozdział XXV " Z Naty dzieje się coś nie tak..."

*Naty*
Nie, nie, nie! Jak to możliwe?! Przecież ja tu mam wszystko. Przyjaciół, szkołę, wszystko. Jak ja to powiem Maxiemu. Najlepiej będzie jak się w ogóle nie dowie. Spakowałam się. Zadzwoniłam do siostry:
- Lena, mogłabyś przełożyć mi lot na jutro o 12.00.
- Tak pewnie. Teraz jestem trochę zajęta. To pa.
Rozłączyła się. No nic. Zniosłam walizki na dół. Nagle rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Otworzyłam. W drzwiach stanął Maxi..
- Cześć Naty. - powiedział - Co tu robią te walizki?
- A no wiesz...
- No ale co???
- No bo wiesz... - nie miałam ochoty mu wytłumaczyć więc zamknęłam mu drzwi przed nosem.
Osunęłam się na podłogę, zaczęłam, płakać. Ja nie mogę go okłamywać! Szybko wstałam i otworzyłam drzwi, jednak go już tam nie było...
Muszę go szybko znaleźć. Już chciałam pobiec, ale przypomniałam sobie, że Lena nie wzięła kluczy... Muszę coś zrobic z tym jej zapominalstwem. Ale o tym później... Co zrobic??? No nic zamknę dom najwyżej oberwę. Zadzwoniłam do Maxiego. Nie odbiera. Nie będę go szukać,nawet nie wiem gdzie zacząć...
*Violetta*
Właśnie wróciłam do domu. Powitała mnie Olga, bardzo mocnym uściskiem.
-Nie wiesz księżniczko jak się o ciebie martwiłam. Gdzieś ty była?? Twój tata chyba z 500 razy był na policji. -powiedziała.- Ramallo!!!-krzyknęła i poszła do kuchni. Usłyszałam szepty
- Czemu nie powiedziałaś jej tego?- spytał Ramallo
-Bo jeszcze załamie się moja księżniczka.-odpowiedziała Olga.
Nagle zadzwonił mój telefon. Na  wyświetlaczu pojawił się napis Maxi :P .
-Halo, Violu. Z Naty dzieje się coś nie tak... Dowiesz się? Mi nic nie chce powiedzieć.
-Postaram sie, ale jeśli tobie nie chciała powiedzieć to mi też pewnie nie powie... Może Lu będzie w stanie wymusić to na niej. One w końcu znają się od dziecka... No dobra zadzwonię do niej.
-Dzięki, to pa. Powodzenia. 
-Dzięki, to pa.
No i kolejny kłopot.
*Fran*
Tak się cieszę, że uratowaliśmy Viole, Lu i Naty. Pozostało i tylko przeprosić Ludmiłe za tak bezmyślne posądzenie jej o  takie świństwo. Zadzwonię do niej i się spotkamy... Jak się zgodzi...
-Hej Lu. Mogłybyśmy się spotkać... Musimy porozmawiać.
-Jasne, może w Resto?
-Oczywiście!!! Dzisiaj o 15.00????
-Ok. To pa!
-Pa! 




*****
Krótki ale jest. Nie przedłużam.
Besos
Tini :*

środa, 26 marca 2014

Smutam :(((

Czee!
No więc, tak długo się nie pisałam, i za to przepraszam, ale to nie moja wina :)
Szkoda, że nie piszecie w komentarzach, kiedyś było tak fajnie 12 komentarzy... a teraz tylko 7...
No nic, tak na zachętę kawałek rozdziału XXV:

"Nagle zadzwonił mój telefon. Na  wyświetlaczu pojawił się napis Maxi :P .
-Halo, Violu. Z Naty dzieje się coś nie tak... Dowiesz się? Mi nic nie chce powiedzieć.
-Postaram sie, ale jeśli tobie nie chciała powiedzieć to mi też pewnie nie powie... Może Lu będzie w stanie wymusić to na niej. One w końcu znają się od dziecka... No dobra zadzwonię do niej.
-Dzięki, to pa. Powodzenia. 
-Dzięki, to pa.
No i kolejny kłopot."

No to czekam na 5 komentarzy pod tym postem i dodaję rozdział :)
Besos
Tini :*

poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział XXIV "Co ty chcesz ukryć?"

*Violetta*
Oni odeszli i.... i Leon wyważył drzwi główne? Leon je wyważył. Federico i Marco nie zrozumieli dlaczego to robi, więc złapali go za ramiona, natomiast Leon nie miał zamiaru im tego tłumaczyć. Natomiast  Maxi i Cami powstrzymywali wściekłą Fran.
-Puśćcie mnie!!!- wołała.- To ich powinniście łapać!!!-wskazała na uciekających Diego i Brodweya.
-A to niby dlaczego? -krzyknęła Camila. Po chwili dopiero zobaczyła Diego obok jej chłopaka.-Co to ma znaczyć???!!!-krzyknęła i chciała rzucić się w pogoń z nimi, lecz Maxi ją powstrzymał. W tym samym czasie ktoś zaczął dobijać się do naszych drzwi. I je otworzył. Ucieszyłam się, bo tym kimś byl Leon wraz z całą naszą paczką. Po chwili byłam już w drodze do domu.
*Lena*
Lena
Właśnie przyjechałam do Buenos Aires z mojego rodzinnego miasta- Madrytu.  Przyleciałam do mojej siostry, w celu zabrania jej do naszego domu. Mama mówi, że bardzo długo się nie odzywała, chociaż czwartek (dzisiaj jest niedziela) dostaliśmy list. Ubrana byłam tak:
Kocham kolor pomarańczowy i fioletowy. A w zestawieniu razem są po prostu niesamowite.
Właśnie wyszłam z lotniska, skierowałam się w kierunku Taxi. Wsiadłam  i powiedziałam kierowcy adres mojej siostry. Po pół godzinie dojechałam do jej domu. Był mały, ale ładny. Ona ma farta.Ale teraz wraca. Stęskniłam się za nią. Zapukałam w drzwi. Nikt nie otwiera. Na moje szczęście mama dała mi klucz do drzwi. Weszłam. Zaczęłam oglądać wnętrze. Salon wyglądał tak:

No tak zapomniałam, że ona kocha czerwony i biały. Ehhhh. Na parterze była jeszcze kuchnia:


No i jeszcze łazienka:
 
A na piętrze znalazłam sypialnie Naty:
 
Obok były jeszcze jedne drzwi. Mama mówiła, że w tym domu jest również pokój dla mnie. Może to on? Powoli otworzyłam drzwi. Zobaczyłam:
 
 Wprawdzie nie było tam pomarańczu, ale zawsze można było przemalować. Od razu rzuciłam  się na łóżko.  Zaczęłam się zastanawiać gdzie jest Naty. Poszłam do jej pokoju. Otworzyłam szafkę nocną i zaczęłam szperać. Znalazłam tam numery jej przyjaciół. Wybrałam numer Maxiego przy którym było serduszko.
-Halo, kto mówi?
-Nazywam się Lena. Jestem siostrą Naty. Mogłabym się dowiedzieć gdzie jest moja siostra???
-A tak właśnie... No tak... Jak mija dzień? 
-Co ty chcesz ukryć?
-Jaaa... Nic... 
-No na pewno... 
-Wiesz coś mi przerywa....Szszszszszsz.... Pa!
-Halo, halo, nie rozłączaj się! 
No i się rozłączył.  I Naty się z nimi zadaje. Ehhhh. No dobra. Poczekam.
-Nie! Nie dam rady!-krzyknęłam. Postanowiłam iść na zakupy. W końcu jestem w Buenos Aires.  Poszłam do najbliższej galerii. Po dwóch godzinach byłam obładowana torbami, w który znajdował się strój taneczny. Miałam zacząć chodzić za miast Naty do szkoły-Studio On Beat. Wyglądał on tak:
Lena sportowy 
No i jeszcze jako ukochana córunia mamusi, kupiłam swojej rodzicielce taki oto prezent:
Prezencik 
Jakoś nie miałam ochoty na zakupy. Szybko wróciłam do domu. Usiadłam na kanapie.  "Może zadzwonię jeszcze raz do tego Mexiego, Moxiego... czy jak mu tam.
-Halo, to znowu ja.
-Leona? Właśnie wracamy z Naty. Będziemy za jakieś 5-10minut. 
-Dzięki. A mogę wiedzieć gdzie byliście.
-Eh no wiesz... Naty chciała sobie coś kupić... No to jakieś 20 minut temu wyszliśmy z jej ulubionego sklepu, no jak on się nazywał... CHANEL1! Tak Chanel! No dobra to kończę! Dozobaczenia!
Jaki kłamczuch! przecież ja byłam w Chanel kupując mamie tą sukienkę. On kłamie. Zdecydowanie. Oni coś ukrywają. Ciekawe co... Pójdę z tym do mojej przyjaciółki, która mieszka w Buenos Aires. Odczekałam  jeszcze 7 minut i w drzwiach stanęła moja siostra i ten chłopak. Bezczelnie wywaliłam go za drzwi. 
-Cześć siostra!!! Teraz moja kolej, teraz to ja będę tu mieszkać i to ja będę tu chodzić do szkoły. Pakuj się i do samolotu. Lot masz na pojutrze o godzinie 8.00. To tyle bay bay. -Powiedziałam i wyszłam do Seleny.




****************
No i skończony.  Jak widzicie wprowadziłam nową bohaterkę- Lenę. Mam co do niej pomysł... Oj trochę namiesza. Buahahahaha!!! Proszę o komentarze:
11 komentarzy ---> next
Besos
Tini




czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział XXIII "Można by spróbować się tam wdrapać..."

*Leon*
Nareszcie udało nam się znaleźć jakiś ślad w sprawie Violi. Nagle Cami, będąca na samym początku grupy, zatrzymała się.
-Tu ślad urywa się... -powiedziała
-Trzeba to nakręcić!!!-krzyknął Andres. Nałożył sobie sztuczne wąsy i wyjął z kieszeni kamerę. Zaczął mówić- Tam tam tam. Tu kończy się tajemniczy ślad tajemniczego zwierzęta z kołami!!! Co dalej???
-Andres!!! Uspokój się!!!-krzyknęła Fran.
-Czekajcie. Ja wiem gdzie jesteśmy. Tu gdzieś jest domek letniskowy Broda!!!- jest już ciemno zajdźmy do niego!!! -krzyknęła Camila.
-Tak masz rację- wtórowała jej Fran.
Zapukaliśmy w drzwi. Nikt nie otwierał. Odruchowo spojrzałem w okno. Zobaczyłem tam Lu i Violę??? Co to ma znaczyć?
-Ej, Fran tam stoi Viola.-szepnąłem do Włoszki.

-Masz rację. - po chwili potajemnie oddalili się od grupy.
-Jak się tam dostać? -myślałem na głos.
-Można by spróbować się tam wdrapać...
*Violetta*
Stałam przy oknie. Nagle zobaczyłam Leona na podwórku. 
-Lu chodź tu szybko!-krzyknęłam szeptem. 
-Boże!!! Tam jest Leon i Fran. -odpowiedziała Lu. Stanęła jak wryta i zrobiła przezabawną minę.

Zaczęłyśmy walić w szybę wybijając sygnał S.O.S. . Ale oni odeszli i...




************
Hejo.
Jak Wam się podoba?
Ostatnio pod rozdziałem 19 pojawił się tz. hejt. Proszę wszystkich, którzy mają zamiar tak pisać o powstrzymanie się, ponieważ takie komentarze są usuwane. 
No to tyle. 
Przynajmniej 10 komentarzy ----> next.
Besos
Tini<3

wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział XXII " Bo przecież zdrowie chorego jest najważniejsze "

*Federico*
Jestem strasznie niewyspany. Całą noc myślałem o Lu, Violi i Naty. Nie wierzę w to, że Ludmiła mogłaby zrobić coś tak okrutnego.  Ona taka nie jest... Zasnąłem dopiero około 5 nad ranem, a wstałem o 8. Wcześnie... a mamy wakacje... Obudził mnie sms od Fran:
Narada w Resto!!! PILNE!!!

No więc przyjechałem jak najszybciej. Okazało się, że byłem na miejscu nawet przed Fran. Po chwili już byliśmy w komplecie. 
-No więc dzwoniła Ludmła...-zaczęła Włoszka
-Co mówiła?-zapytał Maxi. Był dzisiaj wyjątkowo zdołowany.
- Non raccolse- powiedziała chyba celowo po włosku. Pewnie by nie zrozumieli... Ale ja mieszkałem 5 lat we Włoszech. Wszyscy patrzyli na nią. Ich wzrok mówił " Nie rozumiem... Wytłumacz"
-Fran mówi : "Nie odebrałam"- przetłumaczyłem.
-Dlaczego???-krzyknęli wszyscy naraz.
-Odpisałam jej...-po czym pokazała nam sms'a. 
-I dobrze jej tak!!!-krzyknęła Camila- A tak w ogóle widział ktoś Brodweya?
Wszyscy zaprzeczyli.
-Trzeba do niej zadzwonić. Dare il tuo cellulare!!!- krzyknąłem. Tylko Fran zrozumiała. Podała mi komórkę. Dzwonię... Nie odbiera!!!- Nie odbiera!!! Idziemy ich szukać!!! Zniknęły w lesie!!! Do lasu!!!
Szukaliśmy, szukaliśmy. Dziewczyny marzły
robiło się ciemno, aż w końcu Andres krzyknął:
-Patrzcie. W tym lesie mieszkają takie dziwne zwierzęta. Takie z kołami!!!
Wszyscy się do niego zbiegli.
-Andres, to nie zwierzęta, to auto-powiedział Leon i zaśmiał się z Andresa. 
-Na co czekamy?? W drogę!!!!-krzyknęła Camila i pobiegła za śladami.
-Attesa di Camila!*-krzyknęła Fran i pobiegła za nią. Nie zostało nam nic innego jak pobiec za nimi.
*Violetta*
Było coraz gorzej. Naty cały czas była nieprzytomna. Nie wierzę w to, że to Brod... On... Cami się załamie... Nagle drzwi otworzyły się. Stanął w nich... No właśnie kto?? Nie było widać jego twarzy. Chciałam wstać lecz on szybko położył na podłodze tacę z jedzeniem i wyszedł. Podeszłam bliżej.
-Lu? Śpisz?-zapytałam szeptem. Po dłuższej chwili doszła odpowiedź:
-Spałam. Co się stało???
-"Jedzenie" przyszło- powiedziałam widząc na talerzu jakąś papkę. 
 -Odechciało mi się jeść- powiedziała lekko obrzydzona Lu.
-Tak, masz rację. Zostawmy dla Naty. A my zjemy ten chleb. Bo przecież zdrowie chorego jest najważniejsze.-zaśmiałyśmy się.
-Boje się jak zareaguje Cami...-powiedziała Lu po posiłku.
-Ja też, ja też...










*************
Jest rozdział XXII. Bardzo mi się podoba nowy wygląd bloga, a Wam?
No to proszę o 9 komci i dodaję next. Ostatnio słabo Wam idzie z komentowaniem :( Ale to nic i tak Was kocham :*.
* Camila stój !
Besos
Tini


 

poniedziałek, 24 lutego 2014

Przeczytaj całe!!! WAŻNE!!!

czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział XXI "Nie pisz, nie dzwoń!!!"

*Violetta*
Bardzo się bałam. Jechaliśmy już około pół godziny. Pewnie wywożą nas poza miasto.
-Lu??? Jesteś przytomna???-zapytałam się jej bardzo, bardzo cicho.
-Tak. Naty???- nie usłyszałyśmy odpowiedzi. Czyli Natalia jest nieprzytomna,  albo... Nie, nie chcę o tym myśleć. Nagle pojazd zatrzymał się.
*Fran*
Zobaczyłam chłopaków wychodzących z lasu. Zdziwiłam się, bo dziewczyn nie było.Podbiegłam do nich.
-Znaleźliście je?- zapytałam. "Chwila, chwila... To Ludmiła wymyśliła to wszystko!!! To było oszustwo! Ona porwała Violę!!! I ta cała jej przemiana w ogóle nie istniała? I Naty też!!! Nie spodziewałam się tego po niej!!!". Zaraz wytłumaczyłam chłopakom jak chciałyśmy ich nabrać.
-Super żart, tylko gdzie Viola, Lu i Naty?
-No właśnie, tu jest problem...-wytłumaczyłam im moje podejrzenia. 
-Racja, nigdy nie wierzyłam w przemianę Ludmiły!!! Ale, że Naty???-krzyczała Cami
-Dobra, jest już późno chodźmy lepiej do domu...-powiedziałam.
-Szkoda...-westchnął Fede i wraz z Leonem poszli do domu.
*Leon*
Poszliśmy do domu. Weszliśmy do mojego pokoju i usiedliśmy na moim łóżku.
-Ja jednak myślę, że to nie Lu...-powiedział Fede.
-Zakochałeś się w niewłaściwej osobie. Nie broń jej teraz!-odpowiedziałem-No a teraz do siebie, bo chcę spać!-dokończyłem i położyłem się. On wychodząc powiedział:
-Lu jest niewinna...
*Cami*
Ta Ludmiła jest nieobliczalna!!! Strasznie mnie denerwuje!!! Źle zrobiłam wierząc w tą całą jej przemiane!!! Ughhh!!! Weszłam do swojego pokoju. Pomyślałam o Violi. Nie wytrzymałam i zaczęłam rzucać poduszkami, książkami - wszystkim. Do mojego pokoju wpadła mama:
-Co tu się dzieje?
-Nic-odpowiedziałam i mama wyszła. 
Postanowiłam wyżalić się Brodweyowi. Zadzwoniłam do niego. Nie odbiera! Zadzwonię jeszcze raz.
-Halo, cześć. Nie uwierzysz co się dzisiaj stało. Porwali Violę!!! I za tym wszystkim stoi Lu!!! 
-Cześć, nie mogę za bardzo gadać... -Brod chodź!!! Musisz mi pomóc!! Z kim rozmawiasz-usłyszałam w tle jakieś głosy.
-Kto tam jest?
-Nikt... Znaczy mój tata... Nie mogę rozmawiać... Pa!!!!
-Ale....
Rozłączył się!!! Jak on śmiał!!! Jutro się z nim policzę!!! Po chwili zasnęłam. 
*Następnego dnia*
*Ludmiła*
Wczoraj, gdy ten wóz się zatrzymał wnieśli nas do jakiegoś pokoju. Nie była to piwnica tylko normalny pokój. Ściany były pomalowane na ciemny fiolet i w kącie stało łóżko podobne do szpitalnego. Obok stała malutka szafka nocna.
-Dziewczyny!!! Nie zabrali mi telefonu!!!-powiedziałam szeptem
-Super!!! Zadzwoń do kogoś!!!-powiedziała do mnie Viola wkładająca na łóżko nadal nieprzytomną Naty. Nagle uświadomiłam sobie, że nie mam nic na koncie... Mogę dzwonić tylko na telefony które są w mojej sieci... To tylko Fran, Viola i Cami... Dzwonię do Fran. Nie odbiera!!! Nie odbiera!!! Po chwili dostałam od niej sms:
Nie wiem czego od nas chcesz!!! Porwałaś Violę!!! Czego chcesz więcej!? Nie pisz, nie dzwoń!!! Oddaj Violę i znikaj!!! Nikt już nie uwierzy w twoją przemianę!!!
Francesca
Pokazałam to Violi. 
-Nie tylko nie to!-krzyknęła Viola.
Do naszego "pokoju" wpadł... Brodwey? Co to ma znaczyć?
-Oddawaj to!!!-wyrwał mi telefon i wyszedł... 




********************
Tam tam tam.
Nikt nie zgadł  =D
Nie było 10 komentarzy, ale chcę nadrobić stracony czas. 
Tutaj jednak będę czekać na 10 kom. 
Proszę komentujcie. 
Ten rozdział dedykuje pewnemu anonimkowi, który ostatnio bardzo długo skomentował i dał mi pomysł na następne 3 rozdziały. No a teraz wykreślanka:


Besos
Tini    

wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział XX "Dobrze tylko się uspokój"

*Violetta*
Byłam na na nich ogromnie zła. Nie wiem co im strzeliło do głowy. 
- Fran to jaki im wkręcimy kawał ? - zapytałam się
- No nie wiem. Trzeba zacząć ruszyć naszą mózgownicą.- powiedziała 
- Mam pewien pomysły. - powiedział Lu
- Jaki ? - zapytała rudowłosa dziewczyna
-Chodźcie to wam opowiem. - powiedziała Lu
Poszłyśmy za nią.Cały spacer opowiadała nam ten plan.
-Sama nie wiem. - powiedziałam  do Fran
- Viola to genialny pomysł. - powiedziała radośnie
- Ale to trochę niebezpieczne. - powiedziałam martwiąc się 
-  Trzymaj telefon dopóki ci nie podam sygnału to nic z tym telefonem nie robisz, jak ci dam sygnał to wykręcasz numer. - powiedział stanowczo do mnie Lu
- Dobrze. Tylko się uspokój. - powiedziałam trochę smutna. Poszłyśmy na miejsce zaplanowanej akcji.
Nie miałam nic do roboty. Tylko kazano mi trzymać ten telefon. .
Zobaczyłam sygnał od Fran. Musiałam wykręcić ten numer. 
- Leon. Mam kłopoty. - powiedziałam przestraszona
- Gdzie jesteś? - zapytał się przestraszony
- Ul. Słoneczna20. - powiedziałam 
- Schowaj się gdzieś. A ja tam jadę z chłopakami. - powiedział i po tym się rozłączył
Schowałam się tak jak powiedział. Nagle widzę wóz Fede. Dziewczyny mnie poinformowały, że wszystko jest na miejscu. 
- Wszystkie mnie słyszą? - powiedziała Lu -zaczynamy akcję!!!
    Wyszłam zza krzaków prowadzona przez Ludmiłę i Naty. Miałam związane ręce, porwane ubranie, zaklejone usta. Oczywiście to wszystko było wcześniej ustawione. Zaczęłam się lekko szarpać. Szłyśmy w kierunku lasu. Obejrzałam się. Zobaczyłam biegnących w naszą stronę Leona, Marco, Maxiego, Andresa i Fede.
-Oni tu biegną- szepnęłam do Lu 
-Spokojnie-powiedziała. Po chwili leżałyśmy w krzakach. Blondynka przykryła nas wcześniej przygotowanymi liśćmi.
-Widzę, że przewidziałaś...-powiedziałam do nie lecz mi przerwała. 
-Ciii!!!!-uciszyła mnie dosyć stanowczo. Widać było, że bardzo zaangażowała się w ten psikus. Zapadał zmrok. Chłopaki dopiero przed chwilą zrezygnowali z poszukiwań.   
-Dobra możemy już wracać!-krzyknęła uradowana Lu.
-Na pewno?-odezwał się znajomy mi głos.
-Chyba jednak nie...-powiedział drugi, również brzmiący znajomo głos.
Odwróciłyśmy się. Zobaczyłyśmy dwóch mężczyzn w kominiarkach. Rzucili się na nas. Zaczęłyśmy się z nimi szarpać. Poczułam linę na moim ciele. Po chwili wraz z dziewczynami leżałam w bagażniku jakiegoś samochodu...




*********************
No i jest tak długo wyczekiwany rozdział dwudziesty. Dzisiaj jeszcze wrzucę na bloga OS, który zajął trzecie miejsce na tym blogu : leonetaaqq.blogspot.com 
Rozdział dedykuję Wam wszystkim. 
No a teraz wykreślanka, w kom. piszcie co odpada:
  Jak myślicie kto był tymi napastnikami?
Czekam na 10 komentarzy i dodaje nexta.
Besos
Tini

sobota, 15 lutego 2014

Dwumiesięcznica bloga !!!!!!!!!!!!!!!!!

Godzina 22.00- właśnie o tej godzinie Wasza "kochana" Tini obudziła się, że dzisiaj 15.02 upływają 2 miesiące tego oto bloga.
A tak na serio. Wow!!! Dwa miesiące już jestem z Wami. Oto kilka statystyk:

Liczba wyświetleń według kraju


WpisLiczba wyświetleń



Polska
             6323
Stany Zjednoczone
             281
Niemcy
             148
Kenia
             32
Ukraina
             26
Serbia
             24
Wielka Brytania
             7
Czechy
             5
Rosja
             4
Bangladesz
             3















Ktoś wie co to za państwo- Bangladesz? xD

 A teraz wykreślanka:


No i co do rozdziału- mam malutkie problemy z jego napisaniem. Jest połowa napisana, ale jakby... no .... mam pomysła na napisanie reszty, ale jednak nie piszę bo jest mi strasznie ciężko... No tak, ja i moje dziwaczne problemy...
No to do jutra.
Postaram się jak najszybciej dodać rodział.
Tini

środa, 29 stycznia 2014

Wykreślanka

Tak dawno jej nie było...
Więc teraz 7 komci i wstawię rozdział...
Odpada 6, chociaż bardzo je lubiłam...
Co dalej?
Besos
Tini

niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział XIX "Niespodzianka!!!"

Violetta

-Jak to Fran nie wraca?- zapytałam. Łzy same cisnęły się do oczu. Nie wytrzymywałam. Moja najlepsza przyjaciółka została we Włoszech...
-Niespodzianka!!!- krzyknęła Fran wyskakując zza pleców swojej rodzicielki. Chyba kupiła sobie nowe ubrania, ponieważ nigdy nie widziałam jej w tym zestawie:
-Fran, przez Ciebie nie mamy przyjęcia.-udałam obrażoną.
-Oj, nie smuć się!!! ?Kupiłam ci prezent- powiedziała wręczając mi torebkę z tą sukienką i butami:

-Ooo dziękuję- powiedziałam i rzuciłam się jej na szyję.

-Oj dobra spokojnie!!! Idziemy gdzieś?-zapytała moja przyjaciółka
-Dob...-przerwał mi telefon od mojego chłopaka.

-Halo, Violu musisz przyjechać do szpitala. Szybko!!!
-Dobrze, a co się stało?
-Fede...
-Nie musisz tłumaczyć. Już wszystko wiem. Zaraz tam będę. Która sala?
-122.
-W tej samej leżał Marco!
-Masz rację. Muszę kończyć pa pa.
-Pa.                                                                                                                                                            


-O co chodzi?- zapytała się moja przyjaciółka
- Musimy jechać w tej chwili do szpitala.. - powiedziałam ze stresowana
- Co się stało. - powiedziała Fran
-  Opowiem ci po drodze. - powiedziałam biegnąc
- Violu zatrzymaj się na chwilę muszę odpocząć. - powiedział zdyszna Fran
- Nie może my!!! Taxi!!!-krzyknęłam. Podjechał do nas pojazd. Wsiadłyśmy. Podjechałyśmy pod szpital. Wybiegliśmy po zapłaceniu za przejazd. Pomimo krzyków zdruzgotanych lekarzy pobiegłyśmy pod salę 122. Co tam zobaczyłyśmy? Naszych przyjaciół... śmiejących się.
-O Fede, udało nam się. Zrobiliśmy im kawał!- powiedział Leon
-O co chodzi?-zapytałyśmy jednocześnie
-Dzisiaj przecież pierwszy kwietnia..... . - powiedziała Lu
- Czekajcie my też zrobimy wam taki kawał, że się nie pozbieracie. - powiedziałam razem z Fran.
-No a teraz na zakupy!!!- krzyknęłam i poszłam z Fran i Lu na zakupy
Fran kupiła to:
Lu to:

A ja to:

Cami do nas doszła i kupiła to:


**********************************
Dzisiaj w raz z Violką napisałyśmy rozdział. 
Mam nadzieję że wam się spodoba
Besos
Tini