wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział V "I nagle zrobiłem się strasznie głodny. "

* Federico*
Dziewczyny poszły na zakupy i nie wiem jakim cudem udało im się nas namówić na towarzyszenie im. No więc teraz ja,  Leon,  Diego i oczywiście reszta chłopaków czekaliśmy przed wejściem do sklepu.
- O,  idą! - powiedział wyraźnie sfrustrowany Brodwey. Wszyscy natychmiast zerwaliśmy się,  stając na baczność.  One uśmiechnięte od ucha do ucha,  każda chociaż z jedną torbą w ręce,  poszły w kierunku następnego sklepu.
- Dziewczyny za piętnaście minut będzie autobus.  I tak już kupiłyście dużo. - powiedział niepewnie Andres. Ludmiła spiorunowała go wzrokiem. Francesca natomiast demonstracyjnie złożyła ręce w krzyż. Violettę ta sytuacja zaczęła bawić,  bo uśmiechnęła się dyskretnie.
- Andres ma rację. - powiedział Diego i udał się w kierunku najbliższego wyjścia z centrum handlowego. Francesca z oburzeniem poszła za nim.
-Diego! - krzyknęła.  Widziałem, że mówi coś do niego, ale nie słyszałem co. Wrócili nie odzywając się do siebie nawzajem. Po tym jak przekonaliśmy dziewczyny do powrotu,  co trwało dłużej niż myślałem, udaliśmy się na autobus.
*Naty*
-Jak wrócimy do domu,  zacznijcie malować, a ja i Camila pójdziemy do spożywczego,  bo przecież dochodzi szesnasta a my jeszcze nic od rana nie jedliśmy. - powiedziałam rozglądając się po moich przyjaciołach.
- I nagle zrobiłem się strasznie głodny. - stwierdził Maxi. Razem z Camilą wyszłyśmy przed dom ubrane trochę za cienko,  bo chociaż właśnie kończyły się wakacje i lato miało potrwać jeszcze cały wrzesień,  ale chłodny wiatr wiał juz od tygodnia. Także wraz z rudowłosą przyjaciółką biegłyśmy w cieniutkich sweterkach w nie wiadomo jakim kierunku i nie wiedząc gdzie.
- Przepraszam,  gdzie jest jakiś sklep spożywczy? - spytałam starszej pani przechodzącej przez światła z przeciwnej strony.
- Powinnyście uważać a nie...- odpowiedziała chłodno kobieta. Na szczęście bez jej pomocy znalazłyśmy sklep, który jak się okazało był vis a vis naszego domu. Zakupy nie były do końca udane, ponieważ wzięłyśmy tylko dwadzieścia pięć złotych. Więc było skromnie. Z gotowaniem tez nie wyszło,  bo gdy tylko oznajmiłyśmy,  że potrzebujemy pomocy w kuchni,  wszyscy stwierdzili, że nagle muszą zająć się malowaniem ścian w naszym pokoju. Nawet ładnie im wyszły te białe kropki na dwóch czerwonych ścianach.  Pozostałe były całe czarne. Ojej!  No ładne były! Wracając do obiadu,  pierwszą naszą porażką było przesolenie ziemniaków.
*Maxi*
-Ten obiad wyszedł wam przepyszny. - powiedziałem gryząc spalony kawałek mięsa.
- I trochę twardy....-powiedział Leon.  Camila natychmiast spiorunowała go wzrokiem.  Zadzwonił telefon Brodweya. Przeprosił i wstał od stołu. Poszedł na piętro. Po około dziesięciu minutach wrócił wyraźnie zdenerwowany.
- Kto dzwonił? - spytała Camila.
- Nikt ważny. - odpowiedział Brodwey,  unikając kontaktu wzrokowego.
- Po co ta afera i histeria?! - krzyknęła Cami,  moim zdaniem niepotrzebnie. Jaka histeria?Ruda wstała z podłogi,  na której jedliśmy z powodu dosyć oczywistego ( w całym tym szale zakupów dziewczyny najwyraźniej o tym zapomniały,  a my,  jako że jesteśmy chłopakami,  nawet o tym nie pomyśleliśmy)  i weszła na piętro.
- Co jej,  pokłóciliście się o coś?  - spytała Ludmiła. Brodwey odpowiedział, że nie zna powodu,  dla którego Cami mogłaby się obrazić.
- Czy ona wie coś o czym my nie wiemy? - drążyła temat Lu. Brodwey odpowiedział, że nic nie wie i wyszedł. Reszta przyjaciół również straciła chęć do jedzenie,  grzecznie podziękowała i wstała z naszego kręgu.  Zaczęliśmy malować ściany od pokoju Francesci, Violetty i Ludmiły. Chciały ściany w kolorze fioletowym.
- Nie fioletowym,  tylko lawendowym. - pouczała mnie Fran,  za każdym razem jak mówiłem ,, fioletowy". Malowaliśmy ściany do drugiej nad ranem,  a potem poszliśmy spać na podłodze (bo jak się okazało zapomnieliśmy również o zakupie materacy,  a łóżka mogły się pojawić dopiero za co najmniej tydzień ). Zasnęliśmy prawie natychmiast.







************
Długo wyczekiwany rozdział :)
Ta dam!
Dziękuję za tak liczne komentarze pod ostatnim rozdziale.
Mam nadzieję na jeszcze więcej ;)
Do nexta!
Całuski
Dove i Marianna.












niedziela, 25 stycznia 2015

LBA :*

Zostałam nominowana do LBA przez Panią Pasquarelli z bloga http://violetta-moja-historia.blogspot.com/. 
Oto jej pytania oraz moje odpowiedzi :
1. Jedziesz na VL albo LT?
Niestety nie. Trochę drogo :(
2. Ulubiony kolor?

Zależy od humoru :)
3. Lubisz czytać książki?

Uwielbiam <3
4. Masz rodzeństwo?

Siostrę.
5. Kogo z obsady Violetty lubisz najbardziej?

Mercedes oczywiście. 6. Jakiego przedmiotu najbardziej nie lubisz?
Matematyka to czarna magia.
7. Ulubiony film/filmy?

Najlepszy film jaki widziałam to Forest Gump. Zaraz po nim są Strażnicy Galaktyki.
8. Jaki kraj chciałabyś zwiedzić najbardziej?

USA
9. Grasz na jakimś instrumencie?

Nie
10. Kiedy zaczynasz/zaczęłaś ferie?

19.01
11. Czytasz mojego bloga?
Czasami w wolnej chwili, ale nie komentuję :(

Nominuję:
leonetaaqq.blogspot.com
jortini-lovee.blogspot.com
http://amor-que-sobrevivira-todo.blogspot.com/
EDIT:
Jak ja mogłam o tym zapomnieć!?
Nominuję jeszcze tego wspaniałego bloga: 
www.mojahistoriaviolki.blogspot.com

A teraz pytania:
1. Musisz  uciekać z Ziemi, jaką planetę wybierasz?
2.Jaką postacią ze Spangeboba chciałabyś być?
3. Masz jakiegoś zwierzaka?
4.Ulubiony kolor?
5. Twoja najgłupsza sytuacja w życiu?
6.Planujesz już wakację?
7.Ulubiony smak lodów?
8.Twoja średnia?
9. Kosmici czy zombie? Z czym wolisz walczyć?
10. Jeździsz konno?
11. Ulubiony dodatek z gry The Sims?


Rozdział pojawi się niedługo.  Mamy problemy z napisaniem jednego istotnego fragmentu. 
Całuski
  




 

piątek, 9 stycznia 2015

Rozdział IV "Francisco Milton. Miło mi was poznać. "

 * Violetta*
Po dwóch miesiącach ciężkiej pracy, udało nam się uzbierać te 50 tysięcy. Ja pracowałam jako sekretarka prezesa jakiejś dużej firmy.  Zarabiałam naprawdę duże pieniądze. Francesca miała moim zdaniem przyjemniejszą prace. Była pracownikiem schroniska i chociaż nie zarabiała dużo pieniędzy, to jak bym mogła zamieniłabym się z nią. Uwielbiam pomagać zwierzętom. Te pieski i kotki.  Jak na nie patrzę ,takie smutne , siedzące w klatkach, aż łza mi się w oku kręci.  Ale co zrobić. Leon, Diego i Fede pracowali jako kelnerzy w restauracji.  Reszta niestety nie znalazła sobie pracy,  ale zorganizowali sobie czas i pojechali na dzień do Buenos Aires i zaczęli sprzątać gruzowiska. W nagrodę dostali po tysiąc złotych na głowę od burmistrza zrujnowanego miasta. Czyli w sumie zarobili siedem tysięcy.  To naprawdę dużo jak na wolontariat. Moje przemyślenia przerwał mi głos mojego chłopaka:
- Umówiłem nas na spotkanie.  Za dwie godziny. Jakiś deweloper...
- Dobra jedziemy i już. - teraz zrozumiałam , że z mojej lewej strony siedzi Fran.
- Pamiętajcie,  większość odmówiła nam,  bo jesteśmy młodzi i "głupi". Trzeba dobrze wypaść. Ubieramy się elegancko. - stwierdziła Ludmiła. Wszyscy,  a zwłaszcza chłopaki byli niezbyt zadowoleni. Po godzinie wszyscy byli już gotowi. Nie byliśmy ubrani na galowo ,ale każda dziewczyna miała sukienkę bardziej lub mniej elegancką (przecież mieliśmy tylko to co wzięliśmy do Hiszpanii). Natomiast chłopcy byli w koszulach.
- Okej,  idziemy na przystanek.-powiedział Diego,  zakładając swoją ulubioną, skórzaną kurtkę. Wyszliśmy.  Gdy doszliśmy na przystanek , autobus właśnie przyjechał.
- Panie przodem. - powiedział Leon, zatrzymując Maxiego i Andresa przed wejściem do autobusu. Usadowiliśmy się na końcu pojazdu.
- Veo, Veo - zaczęła śpiewać Cami.  Zaraz potem dołączyła do niej Naty, następnie ja i Ludmiła.  Chwilę później wszyscy już śpiewali.  Na szczęście nikogo prócz nas i kierowcy nie było w autobusie.  Po czterdziestu pięciu minutach byliśmy w mieście,  do którego mieliśmy się przeprowadzić. Przeszliśmy z przystanku do miejsca spotkania,  którym był malutki domek w centrum.  Deweloper juz na nas czekał.
- Francisco Milton. Miło mi was poznać.  Obejrzyjcie dom. Jak się zdecydujecie, możecie sie wprowadzać juz dziś.-powiedział strasznie się pocąc. Czułam,  że stojący obok mnie Fede , nie może powstrzymać śmiechu.
- Okej. - powiedział Marco i wszedł do domu,  a my tuż za nim.  Dom był naprawdę śliczny. Na parterze był salon,  wprawdzie stała w nim kanapa i ława,  ale zawsze można umeblować oraz kuchnia z blatami,  zalewem, słabej jakości kuchenka oraz lodówką. Znajdowała się tam jeszcze łazienka. Na piętrze były 4 średniej wielkości sypialnie,  lecz wcale nie umeblowane sypialnie.
- I co,  bierzemy? - spytałam . Mnie osobiście ten domek bardzo się podobał.
- Jeszcze tylko pójdę się z nim rozliczyć. - powiedział Diego i się oddalił.  Wszyscy siedzieliśmy w kółku na podłodze w jednym z pokoi. Panowała cisza. Gdy Diego wszedł do pokoju i uniósł w górę rękę z kluczem,  wszyscy zaczęliśmy krzyczeć i piszczeć.
- I? Za ile?  - spytała się Camila.
- Sto trzydzieści tysięcy.  Ten gościu chciał się wyraźnie pozbyć tego domu. - zrelacjonował Diego.
- Zostało nam dwadzieścia tysięcy.  Co z nimi robimy? - spytał Brodwey.
- Jedziemy na zakupy! -krzyknęły jednocześnie Fran  i Ludmiła.

***

* Fran*
Po wyjściu z domu, na piechotę  poszliśmy do najbliższego centrum handlowego. Znaleźliśmy pierwszy lepszy sklep meblowy.
- Okej.  Dzielimy się. Pokojami. Urządzamy swoje pokoje.  Każdy zespół ma pięć tysięcy. Mam nadzieję, że starczy chociaż na łóżka.- powiedziałam. Więc,  razem z Violą i Lu ruszyłyśmy w stronę jakiś łóżek.
- Z takimi cenami to my wyjdziemy z tąd maksymalnie z jednym materacem. - powiedziała Castilo,  widząc napis na nalepce z kwotą zapłaty.
- Może byś pogadała ze swoim szefem...- podsunęła Violi Lu. -Poproś go o pożyczkę. - kontynuowała
- Okej. - zdecydowała niepewnie Violetta. Wykonała wyczekiwany przez nas telefon. - Okej. Da nam trzydzieści tysięcy,  tylko ja i jakaś moja koleżanka mamy u niego pracować.-nagle odezwał się telefon Ludmiły. Blondynka odebrała.
- Naprawdę?! Diego,  kłamiesz!  Gdzie??-rozejrzała się w około. - O, widzę was. - powiedziała. Podbiegłyśmy do nich.
-No, powiedz im!-powiedziała do Diego blondynka.
-No, więc...-zaczął niepewnie lecz z uśmiechem chłopak.- Obstawiliśmy nasze pieniądze.
-Boże, co wam strzeliło do głowy!-krzyknęłam do niego, kątem oka widząc, że Viola wysyła do reszty przyjaciół sms o treści Chodźcie, jesteśmy przy żółtej kanapie.
-I wygraliśmy.-powiedział Leon, a Diego i Fede zaczęli się z nas naśmiewać.
-Ile?-spytałam z niedowierzaniem.
-Sto pięćdziesiąt.-powiedział Fede.
-Tylko tyle?-krzyknęła Viola, po chwili nadeszła nasza paczka.
-Tysięcy.-dokończył Diego. Wszyscy zaczęli krzyczeć. Ci którzy dopiero przyszli wrzeszeli nie wiedząc czemu.
-Stać nas na meble!-krzyknęła Lu.
-Chwila, chwila. Nas stać.-powiedział bardzo poważnie Leon, krzyżując ręce na piersiach. Potem się roześmiał.-Pieniądze podzielimy na cztery. Każdy pokój dostanie swoją część. To jest...-chwilę się zamyślił.- To jest trzydzieści i pół tysięcy.
-Plus to co mieliśmy wcześniej.-dodała Camila.

*Ludmiła*

-To ruszamy.-Diego wyjął część pieniędzy ze swoich spodni i dał je Fran. We trójkę ruszyłyśmy w stronę łóżek.
-To jakie kolory wybieramy?-spytałam.
-Jestem za fioletowymi!-krzyknęła Violetta.
-Ja też.-odpowiedziałam jednocześnie ja i Fran. Przez godzinę szukałyśmy wygodnych łóżek W końcu znalazłyśmy swoje "ideały". Były to trzy duże łóżka jednoosobowe,  wykonane z białego drewna. Razem z materacami zapłaciłyśmy za nie około dziesięciu tysięcy. Do tego małe szafki nocne w tym samym kolorze,  z jedną szufladką i półką. Na wierzch tego mebelka planowałyśmy postawić fioletowe budziki, które wcześniej zakupiłyśmy za pierwszą wypłatę Violi.
- To co, idziemy kupić farbę. - spytała Francesca. Udałyśmy się do sklepu IKEA.
- Chcę wrzosową. - powiedziała Violetta,  gdy byłyśmy już przy półce z farbami.
- Rozumiem cię, ale ja wolę lawendowy. - odpowiedziałam. Przez chwilę kłóciłyśmy się o kolor, ale w końcu Viola stwierdziła, że lawendowy tez jest ładny.  Wzięłyśmy dwie puszki farby.
- A może by tak kupić jakieś fajne ramki na zdjęcia. - spytała Francesca.
- Tak! - krzyknęłyśmy razem z Violą. Po zakupach w IKEI udałyśmy się do tego sklepu,  w którym zamówiłyśmy meble,  chcąc kupić jeszcze dużą szafę na ubrania. Ta którą wybrałyśmy była naprawdę olbrzymia. Miała fioletowe rączki i była wykonana z białego drewna.  Pomieszczą się tam wszystkie nasze ubrania i znacznie więcej.
- Więc nasze zamówienia dojdą za tydzień,  ciekawe co u innych. - powiedziała Violetta, wyciągając telefon i dzwoniąc do Cami.
- Naty i Camila są w IKEI przy farbach,  idziemy do nich? - spytała Castilo, przerywając na chwilę rozmowę.  Pokiwałyśmy przecząco głowami. Pożegnała się z rudowłosą.
-Zostało nam ponad dwadzieścia tysięcy. Co z nimi zrobimy? - spytałam dziewczyn.
- Zakupy! - krzyknęła Viola.










******************

I  jest rozdział czwarty.

Moim zdaniem długi.

Poszczęściło im się co?

No więcjjeśli przeczytałeś rozdział i notkę wpisz w komentarzu  " kredyt "

Całuski Marianna i Dove.

PS: 6 kom następny,  liczę na was ;)