* Violetta*
Po dwóch miesiącach ciężkiej pracy, udało nam się uzbierać te 50 tysięcy. Ja pracowałam jako sekretarka prezesa jakiejś dużej firmy. Zarabiałam naprawdę duże pieniądze. Francesca miała moim zdaniem przyjemniejszą prace. Była pracownikiem schroniska i chociaż nie zarabiała dużo pieniędzy, to jak bym mogła zamieniłabym się z nią. Uwielbiam pomagać zwierzętom. Te pieski i kotki. Jak na nie patrzę ,takie smutne , siedzące w klatkach, aż łza mi się w oku kręci. Ale co zrobić. Leon, Diego i Fede pracowali jako kelnerzy w restauracji. Reszta niestety nie znalazła sobie pracy, ale zorganizowali sobie czas i pojechali na dzień do Buenos Aires i zaczęli sprzątać gruzowiska. W nagrodę dostali po tysiąc złotych na głowę od burmistrza zrujnowanego miasta. Czyli w sumie zarobili siedem tysięcy. To naprawdę dużo jak na wolontariat. Moje przemyślenia przerwał mi głos mojego chłopaka:
- Umówiłem nas na spotkanie. Za dwie godziny. Jakiś deweloper...
- Dobra jedziemy i już. - teraz zrozumiałam , że z mojej lewej strony siedzi Fran.
- Pamiętajcie, większość odmówiła nam, bo jesteśmy młodzi i "głupi". Trzeba dobrze wypaść. Ubieramy się elegancko. - stwierdziła Ludmiła. Wszyscy, a zwłaszcza chłopaki byli niezbyt zadowoleni. Po godzinie wszyscy byli już gotowi. Nie byliśmy ubrani na galowo ,ale każda dziewczyna miała sukienkę bardziej lub mniej elegancką (przecież mieliśmy tylko to co wzięliśmy do Hiszpanii). Natomiast chłopcy byli w koszulach.
- Okej, idziemy na przystanek.-powiedział Diego, zakładając swoją ulubioną, skórzaną kurtkę. Wyszliśmy. Gdy doszliśmy na przystanek , autobus właśnie przyjechał.
- Panie przodem. - powiedział Leon, zatrzymując Maxiego i Andresa przed wejściem do autobusu. Usadowiliśmy się na końcu pojazdu.
- Veo, Veo - zaczęła śpiewać Cami. Zaraz potem dołączyła do niej Naty, następnie ja i Ludmiła. Chwilę później wszyscy już śpiewali. Na szczęście nikogo prócz nas i kierowcy nie było w autobusie. Po czterdziestu pięciu minutach byliśmy w mieście, do którego mieliśmy się przeprowadzić. Przeszliśmy z przystanku do miejsca spotkania, którym był malutki domek w centrum. Deweloper juz na nas czekał.
- Francisco Milton. Miło mi was poznać. Obejrzyjcie dom. Jak się zdecydujecie, możecie sie wprowadzać juz dziś.-powiedział strasznie się pocąc. Czułam, że stojący obok mnie Fede , nie może powstrzymać śmiechu.
- Okej. - powiedział Marco i wszedł do domu, a my tuż za nim. Dom był naprawdę śliczny. Na parterze był salon, wprawdzie stała w nim kanapa i ława, ale zawsze można umeblować oraz kuchnia z blatami, zalewem, słabej jakości kuchenka oraz lodówką. Znajdowała się tam jeszcze łazienka. Na piętrze były 4 średniej wielkości sypialnie, lecz wcale nie umeblowane sypialnie.
- I co, bierzemy? - spytałam . Mnie osobiście ten domek bardzo się podobał.
- Jeszcze tylko pójdę się z nim rozliczyć. - powiedział Diego i się oddalił. Wszyscy siedzieliśmy w kółku na podłodze w jednym z pokoi. Panowała cisza. Gdy Diego wszedł do pokoju i uniósł w górę rękę z kluczem, wszyscy zaczęliśmy krzyczeć i piszczeć.
- I? Za ile? - spytała się Camila.
- Sto trzydzieści tysięcy. Ten gościu chciał się wyraźnie pozbyć tego domu. - zrelacjonował Diego.
- Zostało nam dwadzieścia tysięcy. Co z nimi robimy? - spytał Brodwey.
- Jedziemy na zakupy! -krzyknęły jednocześnie Fran i Ludmiła.
***
* Fran*
Po wyjściu z domu, na piechotę poszliśmy do najbliższego centrum handlowego. Znaleźliśmy pierwszy lepszy sklep meblowy.
- Okej. Dzielimy się. Pokojami. Urządzamy swoje pokoje. Każdy zespół ma pięć tysięcy. Mam nadzieję, że starczy chociaż na łóżka.- powiedziałam. Więc, razem z Violą i Lu ruszyłyśmy w stronę jakiś łóżek.
- Z takimi cenami to my wyjdziemy z tąd maksymalnie z jednym materacem. - powiedziała Castilo, widząc napis na nalepce z kwotą zapłaty.
- Może byś pogadała ze swoim szefem...- podsunęła Violi Lu. -Poproś go o pożyczkę. - kontynuowała
- Okej. - zdecydowała niepewnie Violetta. Wykonała wyczekiwany przez nas telefon. - Okej. Da nam trzydzieści tysięcy, tylko ja i jakaś moja koleżanka mamy u niego pracować.-nagle odezwał się telefon Ludmiły. Blondynka odebrała.
- Naprawdę?! Diego, kłamiesz! Gdzie??-rozejrzała się w około. - O, widzę was. - powiedziała. Podbiegłyśmy do nich.
-No, powiedz im!-powiedziała do Diego blondynka.
-No, więc...-zaczął niepewnie lecz z uśmiechem chłopak.- Obstawiliśmy nasze pieniądze.
-Boże, co wam strzeliło do głowy!-krzyknęłam do niego, kątem oka widząc, że Viola wysyła do reszty przyjaciół sms o treści Chodźcie, jesteśmy przy żółtej kanapie.
-I wygraliśmy.-powiedział Leon, a Diego i Fede zaczęli się z nas naśmiewać.
-Ile?-spytałam z niedowierzaniem.
-Sto pięćdziesiąt.-powiedział Fede.
-Tylko tyle?-krzyknęła Viola, po chwili nadeszła nasza paczka.
-Tysięcy.-dokończył Diego. Wszyscy zaczęli krzyczeć. Ci którzy dopiero przyszli wrzeszeli nie wiedząc czemu.
-Stać nas na meble!-krzyknęła Lu.
-Chwila, chwila. Nas stać.-powiedział bardzo poważnie Leon, krzyżując ręce na piersiach. Potem się roześmiał.-Pieniądze podzielimy na cztery. Każdy pokój dostanie swoją część. To jest...-chwilę się zamyślił.- To jest trzydzieści i pół tysięcy.
-Plus to co mieliśmy wcześniej.-dodała Camila.
*Ludmiła*
-To ruszamy.-Diego wyjął część pieniędzy ze swoich spodni i dał je Fran. We trójkę ruszyłyśmy w stronę łóżek.
-To jakie kolory wybieramy?-spytałam.
-Jestem za fioletowymi!-krzyknęła Violetta.
-Ja też.-odpowiedziałam jednocześnie ja i Fran. Przez godzinę szukałyśmy wygodnych łóżek W końcu znalazłyśmy swoje "ideały". Były to trzy duże łóżka jednoosobowe, wykonane z białego drewna. Razem z materacami zapłaciłyśmy za nie około dziesięciu tysięcy. Do tego małe szafki nocne w tym samym kolorze, z jedną szufladką i półką. Na wierzch tego mebelka planowałyśmy postawić fioletowe budziki, które wcześniej zakupiłyśmy za pierwszą wypłatę Violi.
- To co, idziemy kupić farbę. - spytała Francesca. Udałyśmy się do sklepu IKEA.
- Chcę wrzosową. - powiedziała Violetta, gdy byłyśmy już przy półce z farbami.
- Rozumiem cię, ale ja wolę lawendowy. - odpowiedziałam. Przez chwilę kłóciłyśmy się o kolor, ale w końcu Viola stwierdziła, że lawendowy tez jest ładny. Wzięłyśmy dwie puszki farby.
- A może by tak kupić jakieś fajne ramki na zdjęcia. - spytała Francesca.
- Tak! - krzyknęłyśmy razem z Violą. Po zakupach w IKEI udałyśmy się do tego sklepu, w którym zamówiłyśmy meble, chcąc kupić jeszcze dużą szafę na ubrania. Ta którą wybrałyśmy była naprawdę olbrzymia. Miała fioletowe rączki i była wykonana z białego drewna. Pomieszczą się tam wszystkie nasze ubrania i znacznie więcej.
- Więc nasze zamówienia dojdą za tydzień, ciekawe co u innych. - powiedziała Violetta, wyciągając telefon i dzwoniąc do Cami.
- Naty i Camila są w IKEI przy farbach, idziemy do nich? - spytała Castilo, przerywając na chwilę rozmowę. Pokiwałyśmy przecząco głowami. Pożegnała się z rudowłosą.
-Zostało nam ponad dwadzieścia tysięcy. Co z nimi zrobimy? - spytałam dziewczyn.
- Zakupy! - krzyknęła Viola.
******************
I jest rozdział czwarty.
Moim zdaniem długi.
Poszczęściło im się co?
No więcjjeśli przeczytałeś rozdział i notkę wpisz w komentarzu " kredyt "
Całuski Marianna i Dove.
PS: 6 kom następny, liczę na was ;)
kredyt
OdpowiedzUsuńCudaśny <3
OdpowiedzUsuń150 tysięcy. Wow *O*
Mają szczęście.
A rozdział fantastyczny .
Nie mogę doczekać się nexta. ;*
Kredyt XD
XOXO
Madzia <3
wspaniały rozdział kredyt hehe... :*
OdpowiedzUsuńcudo
OdpowiedzUsuńkredyt
OdpowiedzUsuńkredyt
OdpowiedzUsuńCześć.
OdpowiedzUsuńJestem z bloga leonettaaq.blogspot.com
I przybywam z prośbą do cb żebyś tak chamsko nie spamowała mi w komentarzach.
Świetne opowiadanie! Dzisiaj zobaczyłam, że zaczęłyście pisać coś nowego i od razu przeczytałam wszystkie rozdziały:) Nie mogę się doczekać nexta :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie też mam nowe opowiadanie :)
Asia <3
Zostałaś nominowana do LBA: http://violetta-moja-historia.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń