*Leon*
-Jak to spadł? Co z ludźmi?-zapytałem. Widziałem kątem oka jak Violetta zaczyna wpadać w szał. Tam był jej ojciec...
-Nic nie wiemy o ofiarach.-odpowiedział funkcjonariusz.
-Mo... możemy tam wejść?- zapytała przez płacz Viola. Objąłem ją ramieniem.
-No nie wiem. - odpowiedział - Dobra, proszę, ale bez autokaru.
-To ja pójdę po przyjaciół...-powiedziała Violetta. Odprowadziłem ją wzrokiem. Po chwili wszyscy zdziwieni wyszli z autokaru. Dziewczyny były bliskie furii. Tam, w tym mieście, były NASZE rodziny...
Zaczęliśmy "zwiedzać" to gruzowisko.Viola pobiegła w stronę swojego domu, a my za nią.
-Nie wchodź tam. Coś ci może spaść na głowę. - powiedziała Fran.
-Okej... Ale może oni... Może oni tam leżą i potrzebują pomocy!-krzyknęła Viola.
-Tak, mama i tata tam mogą leżeć!- krzyknęła Lu. - Siostro myślę jednak, że nie powinnaś tam wchodzić. - zwróciła się do Violi.
-Ale...
-Żadnych ''ale'', idziemy dalej.
-Nie mamy pieniędzy... - powiedziała Cami - może jednak warto by było tam wejść. W końcu Viola i Lu są bogate...
-Może masz rację... - powiedział Diego.
-Okej, ja wchodzę pierwszy. - ruszyłem do przodu. Viola złapała mnie za rękę i szła obok mnie. Zebraliśmy co wartościowe, potem poszliśmy do domów reszty paczki. Następnie ruszyliśmy autokarem do babci Franceski, która mieszka 100 km od Buenos Aires na wsi. Viola całą drogę płakała wtulona we mnie. Mi też parę łez spłynęło po twarzy, które Viola zaraz otarła.
**********
I oto pierwszy rozdział. :)
Bardzo dziękujemy za komentarze :*
Marianna i Dove ;3
super
OdpowiedzUsuń