piątek, 5 grudnia 2014

Rozdzał II " Nie daję rady "

*Leon*
Wieś, a właściwie miasteczko, San Vincente leżało około stu dwudziestu kilometrów od Buenos Aires. Krajobraz był malowniczy, o wiele lepszy niż w naszym mieście. Wiosnę było widać wszędzie. Ptaki pięknie śpiewały, kwiaty kwitnęły, ale jednak w moich myślach było jedno. Ruina. Nic nie wydawało się kolorowe, a wręcz te barwy mnie przytłaczały. Mama, tata, siostra... Czy mógłbym żyć bez nich? Nigdy więcej nie zobaczyć mojej rodziny?
-Violu - zwróciłem się do mojej dziewczyny.
-Tak? - powiedziała chlipiąc.
-Nie przejmuj się tym co tam się stało. To ogromna tragedia, ale mamy siebie, tak?- przytuliłem ją.
-Tak...
Weszliśmy do domu. Fran szła pierwsza:
-Babciu! Dziadku!-krzyknęła. Nikt nie odpowiedział.- Chyba ich nie zastaliśmy. No ale nic. Dziadkowie mają duże ranczo. Obejmuje też dosyć duży kawałek lasu. Właśnie w tym lesie jest taki domek, w którym zamieszkamy. - tłumaczyła nam. - Diego i ja pójdziemy do sklepu, a Viola zaprowadzi was do domu. Była już tu.- pokiwaliśmy głowami, a gdy Fran i Diego już poszli, ruszyliśmy za Violettą. Szliśmy dziesięć minut leśnymi ścieżkami. Z każdym krokiem zastanawiało mnie dlaczego ja tu jeszcze nigdy nie przyjechałem. Fran mnie tu tyle razy zapraszała, a ja bałem się wsi. Nie chciałem czuć nieprzyjemnego zapachu krów i innych zwierząt. A teraz żałuję.
*Camila*
-Już za chwilę dojdziemy.- powiedziała Viola. Szłam z Maxim trzymając się za ręce. Kocham go. Ale to co zdarzyło się między mną a Brodwey'em nie dawało mi spokoju. Muszę o tym powiedzieć Maxiemu, albo nie... Nie wiem jak on to przyjmie. Muszę się kogoś poradzić.
-Jesteśmy na miejscu. - poinformowała nas Violetta. Domek z zewnątrz wyglądał przecudnie. Mały, przytulny, w cichym miejscu. Weszliśmy, usiedliśmy na kanapie. Nikt nie miał ochoty się nawet uśmiechnąć. Ta tragedia... Ta tragedia dosięgła nas wszystkich. Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się. Rozryczałam się jak małe dziecko. Maxi przytulił mnie.
-Nie daję rady. - wyszeptałam.
-Nikt nie daje. - odpowiedział mi.
Siedzieliśmy w ciszy. Nagle do domu weszła Fran wraz z Diegiem.
-Już jesteśmy! - krzyknęła. Odłożyli jedzenie do kuchni i usiedli obok nas. - Więc tak, chodźmy na górę tam są sypialnie. Jest nas dwanaście. Akurat starczy nm łóżek.  Chłopaków jest siedmiu więc będą zajmować dwa pokoje, a dziewczyny jeden. Chłopaki jeden pokój ma cztery, a drugi trzy łóżka. Podzielicie się jakoś?- kontynuowała Fran. Chłopaki się naradzili, a potem poszli rozpakować swoje bagaże. Wyszło, że Leon, Diego i Fede będą mieszkać w jednym pokoju, a Marco, Maxi, Brodwey i Andres w drugim.
*Violetta*
 - Zajmę się czymś w rodzaju obiadu, okej? - powiedziałam. Odpowiedziały mi przygnębiające spojrzenia ze strony dziewczyn. - Trzeba żyć dalej. Nasze rodziny chciałyby tego. Nie możemy się załamać. Mnie też to cholernie boli, ale... Mamy przecież siebie, chłopaków, dziadków Fran. Dajecie! Pokażmy chłopakom, że my też damy sobie rade. A teraz - skończyłam moją jakże "wzruszającą" przemowę. - idę robić obiad. Ktoś idzie mi pomóc?
-Ja pójdę. - powiedziała Ludmiła.
-Violu, Lu, rozpakujemy wasze rzeczy. - powiedziała Naty. - Idziemy do autokaru po walizki. - krzyknęła kierując chyba to do chłopaków.
-Już!-krzyknęli i po chwili Leon i Diego zbiegli na dół. My zajęłyśmy się gotowaniem obiadu. Fran kupiła porcję rosołową, makaron i parę przypraw, więc postanowiłyśmy ugotować znienawidzony przeze mnie rosół. Nastawiłam wodę na makaron, gdy Ludmiła gotowała zupę.Usłyszałam trzaskanie drzwiami i pomyślałam, że to chłopaki wrócili. Wyszłam z kuchni i zobaczyłam  starszą panią. To pewnie babcia Fran.
-Dzień dobry. - przywitałam się.
-Cześć Violetto. - odpowiedziała mi.- Co tutaj robisz?
-Przyjechaliśmy całą paczką, Fran nas zaprosiła, bo na Buenos Aires...
-Spadł meteoryt, tak wiem. Rozgośćcie się tu. Może wam pomóc w obiedzie?- spytała. Przytaknęłam. Poszłyśmy do kuchni.






********************
Okej!
Tak oto prezentuję się rozdział drugi. Dłuższy niż poprzednie :)
Zbliża się rocznica założenia tego bloga, macie jakieś pomysły jak możemy ją świętować?
Piszcie :)
Marianna i Dove ;*

4 komentarze: