piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział XI "Ona się nie dowie... Nie może się dowiedzieć..."

*Leon*
- Jak to, o co chodzi? - spytał naiwnie Federico. Wszyscy patrzyli się na list, nikt go nie otwierał. Po prostu, widzieli tylko złożoną kartkę. Jedyny ja patrzyłem się w ścianę. Wiedziałem, że z tym listem jest coś nie tak. Francesca oprzytomniała i sięgnęła ręką w kierunku listu. Otworzyła go i przeczytała na głos jego treść:
Pozdrawiam Was moi drodzy!
O mnie się nie martwcie.
Mimo tego, że mi nie pozwoliliście
Odjechać razem z Jamesem, zrobiłam to.
Cieszę się, bo chwile spędzone z nim w Grenlandii są wspaniałe.
Yetii mi nie grozi. Violetta
-Aha...- wydusiła z siebie Camila. Znowu moi przyjaciele nie wykazali się trzeźwością umysłu. Nie odezwali się, ani nawet nie wyrazili spojrzeniem swojej ciekawości, którą na pewno czuli. 
-Jaki James?! - krzyknęła Ludmiła, wyrażając swój wybuchowy temperament. 
-Jaka Grenlandia? - wtórowała jej Francesca. 
-To wszystko jest takie nie jasne... Brodwey, gdzie jesteś?- brak naszego przyjaciela spostrzegła Camila. Wszyscy się rozejrzeliśmy. Znów jako jedyny dostrzegłem ważny fakt. Po piętrze ktoś chodził. 
-Muszę sprawdzić telefon, mam go w torbie, w pokoju. - powiedziałem i poszedłem w kierunku schodów. Gdy wszedłem na piętro i udałem się do sypialni Brodweya, on rozmawiał przez telefon. Widząc mnie, natychmiast przerwał rozmowę. 
-Co się dzieje? - spytałem niepewnie.
-Leon, mogę ci zaufać?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Pokiwałem głową. - Muszę wyjechać...
-Jak to? - z wrażenia usiadłem na łóżku.
-Moja rodzina, jak wiesz, znajduje się w Brazylii. Po tej katastrofie, chcą abym wrócił do nich - do domu. - wypowiedział te słowa na jednym oddechu.
-Co na to Camila?- ponownie zadałem niepewne pytanie.
- Ona się nie dowie... Nie może się dowiedzieć...
- Niestety, ona się zorientuje, że cię nie ma.- powiedziałem i oboje się uśmiechnęliśmy.  - Może zabierz ją ze sobą...
- Nie wiem czy będzie chciała... - zastanowił się Brodwey. Po chwili dodał - Wylot już nie długo.
-Kiedy?- nie mogłem powstrzymać tego pytania.
- Postanowiłem poczekać aż Violetta wróci. - odpowiedział pewnie.
-To musisz szybko powiedzieć o tym Camili. - powiedziałem i wyszedłem chcąc dać mu czas na przemyślenia.  
*Violetta*
Po powrocie strażnika z ,,misji", Gary kazała mu dać mi coś do zjedzenia. Nick przyniósł mi talerz z przyzwoitym obiadem. Przyznam, że było to jedne z lepszych dań jakie jadłam.
- Kiedy mnie wypuścicie? - spytałam drugiego strażnika, który przyszedł zabrać naczynia.
- Gdy Pani osiągnie to, czego chce. - odpowiedział tajemniczo i odszedł. ,, Ona chce Leona" - przeleciało mi przez myśli.
-Nie dam jej osiągnąć sukcesu. - szepnęłam i w tej samej chwili zerwałam się z podłogi. Gdy doszłam do drzwi zatrzymałam się na chwilę, aby wysłuchać, czy ktoś nie stoi po drugiej stronie. Niestety moje plany legły w gruzach, bo ktoś otworzył drzwi i tym samym, uderzył mnie nimi, a ja upadłam. Zrobiło się strasznie ciemno. Poczułam nagły i piekący ból w całej czaszce. Wszystko się rozmazało, usłyszałam jeszcze perlisty śmiech i zasnęłam...







****************
Ojeju! Co to się narobiło!
KOMENTUJCIE PROSZĘ <3
Całusy Marianna i Dove

2 komentarze: