czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział X "Zawsze, gdy się smucę wyglądam przez okno."

*Leon*
Trwaliśmy w niepokoju, siedząc na nowej kanapie. Cisze przerwał dzwonek mojego telefonu, sygnalizowany piosenką autorstwa Violetty - En mi mundo. Oznaczało to, że dzwoni moja dziewczyna. Wszystkie oczy moich przyjaciół zwróciły się w moim kierunku.Szybko odebrałem:
-Viola?- lecz zaraz usłyszałem sygnał rozłączania. Ze złości rzuciłem telefonem w kupioną razem z kanapą ławę.
-I co?- spytała Francesca, patrząc się na mnie z nadzieją i łzami w oczach.
-Głuchy telefon...- oznajmiłem jej.
-Słuchajcie, może poszła do kina. - powiedziała Ludmiła, rzucając nowe spojrzenie na całą sytuację.
-Spotkalibyśmy się...-odparła pesymistycznie Cami. To nie w jej stylu. Zwykle jest taka wesoła. Naprawdę martwi się o Viole.
*Gary*
-I na co ci był ten telefon?-spytałam się jej, jednocześnie rzucając przedmiotem o ścianę mojej piwnicy.
-No bo...-odparła, lecz natychmiast mój ochroniarz zamknął jej buzię.
-Cisza! - nakazałam. -  Teraz napiszesz im, że wszystko z tobą jest okey.
-A jak nie? - spytała ze łzami w oczach.
-Nie radzę ci dyskutować. - powiedziałam, a jeden z ochroniarzy podał jej kartkę wraz z długopisem. Zaczęła pisać. Po chwili skończyła. Ochroniarz podał mi ten list:

Pozdrawiam Was moi drodzy!
O mnie się nie martwcie.
Mimo tego, że mi nie pozwoliliście
Odjechać razem z Jamesem, zrobiłam to.
Cieszę się, bo chwile spędzone z nim w Grenlandii są wspaniałe.
Yetii mi nie grozi. Violetta

-Kto to James ? -spytałam, aby się upewnić.
-Mój chłopak. Leon nie popiera tego związku, bo twierdzi.... -odpowiedziała, lecz jej przerwałam.
-Mieszka na Grenlandii?
-Jego rodzice...- powiedziała pewnie. 
-To mi wystarczy. - ucięłam tą rozmowę. Zwróciłam się do strażnika.- Nick! Zanieś ten list do skrzynki domu, spod którego ją zabraliśmy.
-Tak jest!- odparł, zasalutował i odszedł. 
*Naty*
Zawsze, gdy się smucę wyglądam przez okno. Tak było i tym razem. Po paru minutach, ktoś pojawił się przed naszym domem. Włożył coś do naszej skrzynki. 
-Maxi!-szepnęłam, ale trochę zbyt głośno, bo wszyscy spojrzeli się w moim kierunku. 
-Co jest? - spytał Diego.
-Bo ktoś włożył do skrzynki...-nie zdążyłam dokończyć, bo Leon wybiegł przed dom. Wyjął list ze skrzynki pocztowej.Położył go na stole i głośno skomentował:
-O co tu chodzi?!






***********************
I oto jest rozdział X. 
Mam nadzieję, że się wam spodoba.
Marianna i Dove

1 komentarz: