niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział VII "Wszystko zostawimy w ogrodzie."

*Fran*
-Violu, co się stało?-spytałam szybko zapłakanej przyjaciółki.
-Bo on..-powiedziała i wybuchnęła kolejną falą płaczu.
-Co on ci zrobił? Powiedz, a ja mu pokarze!-powiedziała Ludmiła zakasując rękawy.
-I kim jest ten on?- spytała Naty. Violetta zakryła twarz rękoma i wyszeptała niewyraźnie kilka słów, po czym pobiegła do pokoju.
- Zostawmy ją.-powiedziała Camila. Udałyśmy się do kuchni i usiadłyśmy na blacie.
-Trzeba będzie go wymienić na ładniejszy. Zostało wam trochę kasy?-spytała Camilę i Naty.
-Powinno starczyć.-stwierdziła rudowłosa. Usłyszałyśmy dzwonek. Ludmiła rzuciła krótki ,,No nareszcie" i poszła w stronę drzwi. Wróciła jednak z Leonem, Diego oraz Fede.
-Mów nam co zrobiłeś Violi.- powiedziałam, demonstracyjnie krzyżując ręce.
-Ja?Nic!-powiedział  zszokowany Leon.
-To dlaczego ona teraz siedzi i płacze na górze?-krzyknęła Camila.
-Nie podobało jej się, że wyprałem jej ubrania?-spytał.
-To ty sprawiłeś, że jej marynarka jest teraz czerwona? I prałeś w tej starej pralce?-spytałam.
-Jak to czerwona?!- krzyknął Leon.- A Viola teraz przeze mnie płacze?
-Czy ona nie powinna być w pracy?-spytał Federico.
-Powinna...-niepewnie powiedziała Ludmiła. Po chwili wszyscy sobie uświadomiliśmy co się stało.
-Nie można jej za to winić... Każdemu się mogło zdarzyć. Zaspała i tyle, jasne?- spytała Camila, nerwowo chodząc w te i z powrotem. Wszyscy przytaknęli głowami. Usłyszeliśmy schodzenie po schodach. Do kuchni nerwowo weszła Violetta w towarzystwie Maxiego, Andresa, Brodweya i Marco.
-Chcę coś wam powiedzieć.-powiedziała niepewnie.-Zostałam zwolniona.- wydusiła z siebie i właśnie wtedy rozdzwoniły się równo telefony i Leona, i Brodweya. Ten pierwszy zrzucił połączenie i podszedł do Violetty, natomiast Brazylijczyk odebrał i z komórką przy uchu udał się do innego pomieszczenia. Kątem oka widziałam jak Camila kipi ze złości. Szepnęła coś Naty do ucha i wyszła śladami Brodweya. Nie chciałabym być  teraz w jego skórze... Telefon Leona znowu zadzwonił.
-Odbierz.-powiedziała Violetta ocierając łzy. -Herbaty?-spytała równocześnie z głosem dzwonka do drzwi. Leon nie zdążył odebrać z powodu panów, którzy właśnie wnosili meble do domu. Pierwsza weszła nasza nowiusieńka kanapa!
*Leon*
-To postawcie tutaj.-powiedziałem wskazując palcem miejsce starej kanapy, która obecnie została oddana dla jakiejś fundacji. - Czy byliby panowie uprzejmi i resztę mebli wnieśli na górę?
-Nie.- odezwał się wyższy z nich.
-Wszystko zostawimy w ogrodzie.-powiedział ten drugi.
-Nie mogą panowie...-zaczął Diego, ale ci mu przerwali słowem "nie".  Mój telefon znowu się odezwał. Odszedłem na górę do pokoju i odebrałem:
-Halo? Kto dzwoni?
-Cześć Leon.- odezwał się dziewczęcy głos.- To ja, ta dziewczyna z restauracji, Gary.
-Yyyyy, skąd masz mój numer?-spytałem trochę zbity z tropu.
-Twój szef mi dał. Mniejsza o to, co robisz dziś, za jakieś dwie godziny?-powiedziała.
-Jestem zajęty.-odpowiedziałem, nie chcąc zdradzać jej szczegółów moich planów. Natychmiast się rozłączyłem, zbiegłem po schodach na dół i zacząłem pomagać chłopakom w noszeniu łóżek w pudłach. Gdy już wszystkie meble były w odpowiednich pokojach zaczęliśmy je składać. Na pierwszy ogień poszło łóżko Violetty. Następnie złożyliśmy resztę mebli z jej pokoju. W pracy przerywał mi tylko dzwoniący chwilami telefon. W końcu postanowiłem odebrać:
-Tak?
-To znowu ja. Nie zapisałeś mnie jeszcze?-spytała ta dziewczyna.
-Nie mam...
-Masz czas! Dla mnie wszyscy mają czas!-krzyknęła do słuchawki, a ja natychmiast postanowiłem się rozłączyć. Diego wziął mnie na stronę.
-Myślisz, że nie widzę?-spytał się w naszym pokoju.
-Nie wiem co to za dziewczyna, ona mnie nęka.-tłumaczyłem się mu.
-Spokojnie, widzę... Musimy coś z tym zrobić.-powiedział Diego.
-Z czym?- spytała Violetta wchodząc do naszego pokoju.















***********************
Proszę bardzo!
Jest rozdział siódmy!
Podoba się?
Mamy nadzieję, że tak :)




1 komentarz: