wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział VI "Czy to jest..."

*Violetta*
Dzisiaj znowu poniedziałek. Trzeba iść do pracy... A mam tylko siedemnaście lat.  Czemu nie mogę chodzić do szkoły? Zawsze jej nie cierpiłam,  a teraz,  gdy nie mogę do niej iść razem z przyjaciółmi,  to jakoś mi jej brak. Ojej!  Zaspałam! Jakim cudem! Czemu tan budzik nie zadzwonił?  Szybko wstałam i podeszłam do zamkniętej walizki,  w której były wszystkie moje rzeczy. Z pośród wszystkich moich ubrań wybrałam biały t-shirt z kolorowym napisem oraz spodenki. Ubrałam się w to i już miałam wychodzić z domu,  ale przypomniałam sobie, że idę do pracy i trzeba się ubrać bardziej elegancko.Gdzie jest ta marynarka? Wbiegłam do pokoju chłopaków, myśląc, że może tam zostawiłam część mojego ubioru, przy wczorajszym malowaniu. No tak jutro mają przyjść meble... A wracając do moich problemów, chłopaków już nie było, pewnie są w pracy... Zbiegłam na dół głośno jednym obcasem, ponieważ drugi but miałam w ręce. W kuchni leżała na stole kartka z napisem Twoja marynarka się pierze.  Nie ma za co. Do twojego wyjścia powinna być czysta. 
- Violu,  obudziłaś mnie. - za moimi plecami odezwał się głos Francesci. W rękach trzymała   czerwoną marynarkę.
- Czy to jest...
- Tak.  A czy ty nie powinnaś?
- Owszem powinnam.  Chyba pójdę dziś bez marynarki. - powiedziałam i wyszłam,  tym razem w białej koszuli i szarej, ołówkowej spódnicy. Pół godziny spóźnienia,  a jeszcze muszę dojechać.  Czy to mój autobus?  No nie! Odjeżdża!
*Ludmiła*
- Ej, Francesca! - krzyknęłam z łóżka. Dziewczyna przybiegła, lecz gdy zobaczyła,  że nic mi nie jest od razu się odwróciła o chciała wyjść. - Stój! Dzwonili ze sklepu.  Będą za chwilę. - powiedziałam i schowałam głowę między ręce. - Ughh ! Jaka ta podłoga jest niewygodna!
- Ludmiła!  Wstawaj! - krzyknęła Fran. Następnie zaczęła ciągnąć mnie za rękę. Powoli wstałam. Fran udała się na dół,  a ja zaczęłam wybierać z walizek moje ciuchy. Wybór padł na różową bluzkę z cekinami w kształcie serca,  natomiast na dół wybrałam dżinsowe spodenki. Na bosaka zeszłam towarzyszyć Fran w robieniu śniadania. Po chwili przyszły  Camila i Naty. Ruda była ubrana w rozpiętom, dżinsową koszulę,  pod którą była brązowa bluzka na ramiączkach z pacyfką z kwiatów.  Natomiast Naty w czarną bokserkę i spodenki tego samego koloru.
- Chyba ktoś puka do drzwi. - stwierdziła Camila i poszła w ich stronę.
- To pewnie ci ze sklepu. Naty zwołaj chłopaków.-powiedziałam. Jednak dziewczyna nie zdążyła zrobić jeszcze kroku,  a do salonu wbiegła zapłakana Violetta.
- Co się stało? - szybko zareagowała na całą sytuację Fran,  przytulając ją.
- Bo on...-powiedziała i wybuchła kolejną falą płaczu.
*Leon*
Kolejny nudny dzień w pracy. Mam tylko nadzieję, że Violi się spodobało upranie jej marynarki i czerwonych spodenek. Do restauracji weszła młoda dziewczyna z krótko obciętymi włosami. Podszedłem do jej stolika. Położyłem na nim menu.
- Nie trzeba. Po proszę koktajl truskawka mango. - uśmiechnęła się przyjemnie.
- Oczywiście. - szybko zanotowałem zamówienie i odszedłem w stronę baru. Po chwili napój był już gotowy. Doniosłem go do stolika.
- Hej,  jestem Gary.  Dosiądziesz  się? - spytała.
-Pracuję. - powiedziałem i odszedłem.










**********
Koniec!
Czy Gary zrywa do Leona?  Nie... A może
Liczę na komy ;)
Ja napisałam rozdział,  a Dove szykuje coś innego. Mamy dużo czasu, bo obie jesteśmy chore.
Całuski Marianna

2 komentarze:

  1. Super!
    Ciekawe co się stało Violi??
    Nie mogę się doczekać następnego!!
    Czekam!!
    Pozdrawiam Asia <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudeńko <3
    Co się stało Vilu?O.o
    Jak mogłaś zakończyć takim momencie? XD
    Nie mogę doczekać się nexta. !!
    Gery nawet nie próbuj podbijać do Lena. !!

    XOXO
    Madzia ;*

    OdpowiedzUsuń