*Violetta*
-Nie widzę powodu, żebym musiała stąd wyjść.- tłumaczyłam się, już tylko po to, aby dogryźć jej jeszcze bardziej. - Leon to mój najlepszy przyjaciel...
-On nie jest twoim przyjacielem! On jest tylko mój! - wywrzeszczała, a obok nas pojawiły się liczne gromady gapiów.
-Chodzicie ze sobą?- spytałam naiwnie.
-Oczywiście, że tak. Niestety teraz będziemy musieli sobie porozmawiać...- wyciągnęła telefon. Zmroziło mnie ze strachu, gdy komórka zadzwoniła w mojej torebce. Wzięłam ze sobą jego telefon! Przecież ona się do niego nie dodzwoni. Trzeba skłamać.
-Leon zmienił numer godzinę temu.- wymyśliłam na poczekaniu.
-Można wiedzieć, dlaczego?-spytała rozłączając się.
-Twierdził, że nękała go jakaś dziewczyna...-nie dokończyłam, bo Gary wpadła w istną furię. Przewróciła najbliższy stolik wraz z tym co na nim leżało. Zaczęła tupać i krzyczeć.
-Masz może jego nowy numer?-spytała, gdy już ochłonęła. Chyba podam jej numer Francesci... Tylko jak ona zareaguje...
-Nie mogę ci go dać. Leon mi wyraźnie zakazał, a ja jestem jego NAJLEPSZĄ przyjaciółką...- bawiło mnie wszystko, co ona robiła słysząc te słowa, dlatego nie przerywałam dogryzania jej.
-Przestań!-krzyknęła, gdy ostania para wystraszonych ludzi uciekała w popłochu z kawiarni.
-Ale Leon...-powiedziałam powstrzymując uśmiech, który bezczelnie wdzierał mi się na usta.
-Wyjdź!- wypchnęła mnie za drzwi. Przez szybę widziałam jeszcze jak rozmawia z mężczyzną. To chyba szef Leona, czyli jej ojciec... Szybko udałam się do domu. Nie chcę mieć kłopotów. Drzwi były zamknięte. Zapukałam. Nic. Zadzwoniłam dzwonkiem. Nic. W torebce mam klucz! Nie, nie mam...
-Francesca, gdzie jesteście?- spytałam przyjaciółkę.
-Po co dzwonisz? Wysłałam sms'a, że idziemy do kina.- sprawdziłam telefon. Rzeczywiście była wiadomość od niej.
-Okej, ale ja nie mam kluczy..-powiedziałam nieco zaniepokojona.
- Jesteśmy w kinie na ulicy Koralowej. Za trzydzieści minut kończy się film. Po chodzisz sobie po galerii. - tłumaczyła mi Fran.
- Dobra. Będę czekać. - rozłączyłam się.
Zaczęłam się zastanawiać, jak dojechać na tą ulicę. Jak się ona Koralowa... Chyba. Rozejrzałam się dookoła. Czy to jest przypadek? Ulicą szła właśnie Gary w towarzystwie dwóch umięśnionych mężczyzn.
- Możemy porozmawiać? - spytała podchodząc do mnie? Panowie nie spuszczali ze mnie wzroku.
- Nie mamy o czym. - Odwróciłam się na piętach. Niestety jeden z ochroniarzy złapał mnie za rękę. - Proszę mnie puścić. - wyrwałam się z uścisku.
- Gdzie idziesz? - spytała Gary. Nie widziałam większego sensu odpowiadać. - Nie odpowiesz? To nigdzie nie pójdziesz. Panowie! -zawołała, a mięśniacy złapali mnie za ręce. Jeden zatkał mi przy tym usta swoją dłonią, natomiast drugi przerzucił mnie przez swoje ramiona. O co chodzi ?!
*Ludmiła*
-Violetta chyba czeka na nas pod domem... Jedźmy już.- Camila wypowiedziała te dwa zdania kolejny raz z rzędu. Z jednej strony popierałam ją i myślałam, że Violi po prostu nie chciało się do nas jechać. Z drugiej strony Francesca mówiąc "A może za chwilę dojedzie? Poczekajmy pięć minut." też miała rację.
-Okej. Jedźmy już. - stwierdziła Włoszka. Wsiedliśmy w autobus numer 523 i pojechaliśmy w kierunku domu przy ulicy Jana Pawła II.
-Jej tu nie ma. - stwierdził Leon wychodząc z pojazdu i patrząc się w kierunku domu.
-Może jakoś weszła do środka. - podsunęła pomysł Naty. Maxi podszedł do drzwi, sprawdził.
- Zamknięte. - stwierdził.
- Może co się jej stało... - naiwnie powiedziała Camila.
**************
Tak długo czekaliście a rozdział taki beznadziejny.
No nic nic.
Mam nadzieję , że mimo wszystko się spodoba.
Marianna i Dove